Matka Polka zagląda w krater Wezuwiusza
Drogi Pamiętniczku! W poprzednim odcinku zajęłam się (zupełnie bez celu i sensu, ale to cała ja) dumaniem nad tym, dlaczego dzieci mogą bez umiaru i uszczerbku zajadać się świństwami zdającymi się być pochodnymi odrdzewiacza, wc-pickera i lakieru do paznokci, a my nie. Oczywiście boleję nad tym, bo o ile bardziej ekonomiczne by było moje życie, gdyby zamiast szlachetnych trunków, można by strzelić sobie lampkę petrygo lub odżywiać się samym glutaminianem sodu. A tak – bankrutuję w tesco przy kasie pełnej żywności drogiej, choć jakościowo bliższej śruty dla zwierząt, a desperados (o zgrozo!) kosztuje 4,15 zł.
No, ale porzućmy te pokarmowe dywagacje, bo wiem, że tego bloga czytuje moja Ciocia Krystyna, która zawsze dziwi się, że ludzie marnują tyle czasu na rozprawianie o jedzeniu, gdyż sama je jak ptaszek (i to bynajmniej nie marabut) a mimo mych usilnych prób zmiany jej nawyków, pije też drastycznie mało alkoholu.
Wróćmy do Baudelairowskich Kwiatów Zła czyli istot zwanych dziećmi. Mój starszy wysysacz energii - Kalina, właśnie zaczęła „zerówkę”. Jakie to niesprawiedliwe, że człowiek dopiero co zacieszał i nie posiadał się ze szczęścia, że opuścił mury szkoły i może teraz na legalu zapomnieć wszystkie cenne informacje, jakie musiał wykuwać z książek, a tu rach-ciach i znów tam muszę łazić i (chroń mnie, Hern!) ślęczeć nad tym samym z własnym dzieckiem!
Strasznie mnie nurtuje, kto o zdrowych zmysłach zostaje pedagogiem, skoro mądrość ludowa głosi, że dzieci są jak pierdnięcia – da się wytrzymać tylko z własnymi.
Z tego miejsca serdecznie współczuję wychowawczyni mojej córki. Nie chcę sobie wyobrażać, jakie mysli bedą nie raz kłębić się w jej głowie, skoro ja wielokrotnie prawie implodowałam jak wielkie szambo, próbując powstrzymać zszargane nerwy. Bardzo tej Pani jestem wdzięczna za wzięcie choć części egzorcyzmów na siebie, chociaż przecież wcale się nie znamy i nie wisi mi żadnej przysługi.
5-latek idzie w tryby machiny, wszyscy się cieszą, ZUS już liczy zyski. A ja siedzę zdjeta strachem, że dopiero wyjdzie prawdziwa natura mojego dziecięcia. Dotychczas złe moce zataczały kręgi w najbliższym otoczeniu. W czterech ścianach walczyłam bohatersko z nieusłuchanym demonem, próbowałam okiełznać ZUO, paliłam mirrę i inne rzeczy na „m”, sypałam w rogach sól, rytualnie nie myłam nóg przez 2 miesiące, jadłam eskalopki podczas pełni książyca, odprawiałam codzienne gusła. A teraz przyjdzie oddać owoc mojej pracy w ręce zupełnie obcej i bogu ducha winnej Pani nauczania początkowego.
I nie wiem, czy wszystko pójdzie gładko, czy też proces ich docierania się będzie erupcją wulkanu, miedzygalaktyczną walką dobra ze złem, eksplozją oparów siarki, dźwiękiem trąb jerychońskich, zawyją wilki, huknie tętent końskich kopyt jeźdźców apokalipsy i śpiew Maryli Rodowicz, lawa zaleje Pompeje i utopi Atlantydę...
Znikąd pociechy.
Nie znalazłam odpowiedzi w żadnej gazetce typu Mój Maluszek, Twoje Dziecko, M jak Mama. Tam tylko kazali mi kupić johnson&johnson, wózek chicco, ubrać dziecko w h&m i dać do picia nestle. Takie gazetki to tylko Bravo żerujące na strachach i ambicjach mam. Roi się w nich od pytań w stylu „moje dziecko oddycha – czy to normalne?!”, „Grześ zjadł cukierka z podłogi, której nie wyparzyłam! Czy powinnam jechać na pogotowie?”, „Czy kot może udusić w nocy moje dziecko?” etc. Więc albo wypisują to kobiety pozbawione choć krzty instynktu, albo te niby-rubryki z pytaniami i poradami są tam tylko po to, żeby czymś poprzetykać reklamy. Mogę się założyć o Cytrynówkę Lubelską, że to drugie i że „redaktorzy” sami wymyślają teksty o palących problemach świeżo upieczonych mam, a klaszczą przy tym w uda i doznają bezdechu ze śmiechu, bawiąc się równie doskonale jak faceci przebrani za babki w skeczach Monty Pythona.
Powodzenia w szkole, moja kochana Kalinko-Strychninko! :)
Powodzenia w szkole, moja kochana Kalinko-Strychninko! :)
1 komentarz:
Z dziennika Ojca Czecha
Mniemam droga Matko, iże obawy Twe urągają bezpodstawnością tej cudownej młodej kobiecie, która nakazuje aby zwracać się do niej nie inaczej jak Kalina Śmierdzielina (fascynację Johnnym Rottenem i Sidem Viciousem widać jak na dłoni). To anioł nie dziecko. Nawet jeśli upadły. To wulkan miłości. Nawet jeśli przy okazji erupcji czułości wyłupi Ci niechcący oko. I nawet jeśli uznamy że podczas uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego usiadła w pierwszej ławce tylko dlatego, aby lepiej przyjrzeć się i zapamiętać twarze przyszłych oprawców których dosięgnie wkrótce karząca ręka nieskończoności, to i tak - jakem Mściwór - twierdzić będę że to cud-dzierlatka. Byłem obecny duchem na tym spotkaniu i nie dziwne mi, gdyby w córce zawrzała krew przodków. Np. podczas przemowy Pana Jestem-Waszym-Jowialnym-Pasterzem już-już sięgałem po kindżał i gotowałem się do skoku aby rozpłatać tłuste podgardle. Zrozumiałe wzburzenie wywołała również kobieta (mniemam że edukator), z której wypowiedzi zrozumiałem tyle że nic nie rozumiem. Ale nie był to język polski. Może jakieś słowiańskie narzecze którego nie dane było mi poznać, a w którym nie używa się zgłoski S, a poprawna wymowa ma brzmieć jak gulgot indora. Śmierdzielina jak na swój wiek zachowała prawie absolutny spokój (jednak nie pakuj jej do tornistra niczego co da się użyć jako broni).
Zaś miłym akcentem była Pani Wychowawczyni o niezgorszej powierzchowności (mlask;), choć widać że i zapiekłym charakterze. Starcie tytanów jest nieuniknione. Choć nie mam najmniejszych obaw o to kto je zwycięży. Nie po to wygraliśmy pod Grunwaldem, Wiedniem i kilka razy w pokera, żeby teraz załatwiła nas Pani Nauczyciel Nauczania Początkowego, azaliż wżdy?
Będę trzymał kciuka Kalinko Śmierdzielinko!
P.s. Desperados w sklepiku przy naszym cmentarzu kosztuje 3.40 zł.
Wszystko zależy od tego gdzie się leży. Na Powązkach to pewnie i z 8 zł stoi.
P.s. 2 Nie wiem jak to jest w innych periodykach, ale w naszym miesięczniku M jak Mogiła sam zainicjowałem temat Jak przewracać się w grobie i przy tym nie pognieść munduru?, a w dodatku z poradami do dziennika Nieboszczyk Polski rozjątrzyłem dyskusję o tym, jak konserwować ciało żeby nie uległo szybkiej korozji i jak latem zwalczać białe robaki. Więc rozumiem matki które z trwogą pytają redaktorów czy odchody warana które zostały pochłonięte paszczą przez dziecko są aby na pewno szkodliwe i czy pozwalanie dziecku na bicie rodzica szpicrutą po czerepie zapewni temuż dziecku dobry start w życiu.
Prześlij komentarz