czwartek, 4 sierpnia 2011

104 – Po odejściu od kaca reklamacji nie uwzględnia się

Baner był leniwy i się nie zrobił. Za to "Opowieści z Narnii" - edycja Hrabstwo Rusinowa.
Scenka:
- Taxi (hailsatan), dzień dobry!
- Dzień dobry, jest mąż?
- Tu taxi (hailsatan), witam pana.
- Tak, taxi, a mąż jest?
- Czyj mąż? Dzwoni pan do taxi.
- Pani mąż, męża zastałem?
- Nie mam męża.
- No to kto po mnie przyjedzie? – facet posmutniał.
- Już wysyłam kierowcę…

Zaskakujące, jak wiele osób myśli, że to tak wygląda, albo zaczyna „czy może pani przyjechać na adres…” lub sądzi, że ich jakimś cudem widzimy i dlatego nie muszą mówić gdzie się znajdują, bo przecież „no TU stoją”. No ale poślubiona 70-ciu kierowcom? 

Oglądam Miami Ink. Czysty masochizm. Amerykanie i te ich głębokie przemyślenia w stylu: „ten tatuaż będzie mi przypominał jak kruche jest szczęście i przez co przeszedłem, kiedy w sklepie sprzedali mi zwietrzały popcorn”. „Wąż będzie prowadził mnie we właściwym kierunku w moim życiu”. „Ryba koi symbolizuje chorobę wrzodową dwunastnicy, jakiej nabawiłam się przez lata w Big Mac’u”. „Mój ojciec zginął broniąc naszej ojczyzny w Afganistanie, dlatego chcę jego postać w skali 1:1 na pośladku”. Debile.

Tymczasem w prawdziwym życiu dzieją się rzeczy dziwne. W Hrabstwie jest jakoś po czesku ostatnio, odwrotnie jakby. Kiedy człowiek wychodzi w łikend w plener z butelką piwa poszukując znajomych, oczekuje tłumów i Village People. Tymczasem dostaje Sleeping Village i sam zdziwiony żłopie na ławce. Cisza, spokój, higiena, jakby nikt tu nie pił alkoholu. Butelki w ABC zarastają mchem i pleśnią. Na tyłach sklepu, z resztek wędlin tworzy się obca cywilizacja…
Ale od poniedziałku, ho ho! W poniedziałek zaczyna się istne łikendowe szaleństwo. Na każdej ławce wre życie, w ciemnościach z każdego kąta strzelają kapsle i salwy śmiechu, czuć marychę. Tak jak we wtorek, środę czy czwartek. A wczoraj Krzysiek nawet nabawił się choroby lokomocyjnej w drodze ze sklepu na ławkę i puścił kłaczka w krzaki, co zrozumiałe, bo z zawodu jest fryzjerem (chociaż po tym jak się męczył, wnioskuję, że to był chyba łoniak anakondy). Za to już w piątek życie zamiera do niedzieli włącznie. Ja tego nie rozumiem. Przecież Rebecca Black śpiewała wyraźnie:
Yesterday was Thursday, Thursday
Today i-is Friday, Friday (Partyin’)
We-we-we so excited
We so excited
We gonna have a ball today
Tomorrow is Saturday
And Sunday comes after...wards
I don’t want this weekend to end.
Śpiewała też:
(Yeah, Ah-Ah-Ah-Ah-Ah-Ark)
Oo-ooh-ooh, hoo yeah, yeah
Yeah, yeah
Yeah-ah-ah
Yeah-ah-ah
Yeah-ah-ah
Yeah-ah-ah
Yeah, yeah, yeah
I nikt sobie z tego nic nie robi, co za ludzie!
Wiem, to już suchar jest, dlatego przedstawiam nowe hity skradzione z komentarzy:




i jeszcze tu:
http://youtu.be/TuoLo5SKIZ0


Ogłoszenia parafialne:

Nadal poszukuję chętnych na koty! 
Jeden będąc dotychczas kotką, okazał się być jednak kocurem. Klasyczna pomyłka w stylu Doroty Stalińskiej. Więc jeden czarny kocur – już samodzielny, do oddania na pniu. Oraz jeden tygrysi, samodzielny za jakieś 2-3 tygodnie. Ten ostatni to strasznie dziwny jest, ma bardzo długie łapy, normalnie jak pająk wygląda. W dodatku jest synem Czarnej Szmaty, najbardziej porytego kota wszechświata i różne rzeczy mogą z niego wyrosnąć. Więc jak ktoś ma jakichś nielubianych znajomych, to może sobie tego kota ode mnie wziąć i im zrobić taki chujowy prezent. Ten czarny jest cudowny i polecam! Jedna kotka już się mości we Wrocławiu, dwie czekają na czarter do Niemiaszkowa i ogólnie cała świta sieje mi w chacie spustoszenie, dlatego proszę Was na kolanach – bierzcie to, bo przekraczam subtelną granicę szaleństwa.


Z poważaniem

Napoleon

Z pracy: Goryle we mgle.

Na mojej szopie ukazała się Amy.
GRY