W tak bezbożnym domu, w którym tylko córka gotowa zaprzeć się w progu szkoły, bo zamiast wolnego po lekcjach woli katechezę w drugiej grupie, nie pielęgnujemy tradycji wielkanocnych. W tym tradycji sprzątania przed. Przede wszystkim. W sumie co za różnica, czy jaja walają się po czystym, czy po brudnym stole, tym bardziej, że i tak będę wtedy w robocie i mój związek ze świętami ograniczę do szczerego nienawidzenia tych wszystkich ludzi z koszyczkami, którzy naraz do mnie zadzwonią. Wolałabym to przespać (przeczekać, przeczekać trzeba miii) gdzieś w zamknięciu, a chuj, może być i tabernakulum. Akurat będzie wolne, bo wyciągną figurę Jezusa, żeby go wierni mogli wycałować w stopy (nigdy nie zrozumiem tych dziwacznych trików katolików).
No to nie sprzątam.
Poza tym to ja lubię malowniczo zwisające ze ścian farfocle i pająki. Żyję w symbiozie. A że mam duszę artysty, lubię klękać w takiej scenerii w nocnej koszulinie, okraszona jeno snopem światła z ulubionego programu Halyny „Dlaczego ja?!” i śpiewać partie z „Halki” Moniuszki Stanisława.
(Kiedyś to były rock-opery! Ale to jeszcze w zamierzchłych czasach. Edyta Górniak chodziła wtedy w białych golfach i miała organiczną twarz.)
Wiem, że wszystko, co dziś piszę nie trzyma się kupy. Rozpaczliwie kicam po internecie i chcę zostawić Wam zapas moich niesamowitych mądrości, bo Kocur znów wyjeżdża w tygodniową delegację i zabiera ze sobą komputer. O czym informuje pogrążona w bólu i rozpaczy Matka Polka.
Straszny czas przede mną. Najpewniej zacznę chodzić po domach znajomych i żądać internetu. Albo zrobię nagły zwrot ku naturze i zwariuję gdzieś w lesie bez tego kompa? Marząc o takich luksusach jak bezsensowne, uzależniające walenie kursorem w te wektory, które po prawej stronie mojego słitaśnego blogaska służą jako gra wstępna do stanu zen.
Kurwa, niedobrze. Zbliżam się chyba do etapu, na jakim był Raku, mówiąc kiedyś do Wuja Sosziego w trakcie wiosennego spaceru pośród cudnego świergotu ptasząt:
- Czuj, odgłosy jak w dzwonku Nokii...
I pomaluję przed śmiercią wszystkie drzewa w tym lesie bo już mi się na działce wyczerpały powierzchnie na dendro-arty...
Adijos Pomidores!