niedziela, 14 listopada 2010

rozdział 42 - Taniec Lenina na szkle


Wczoraj koncert jakiejś Dupy Zbitej i czegoś tam jeszcze. Nie wiem, bo w sumie spędziłam lwią część wieczoru w męskiej toalecie, gdzie toczyła się równoległa impreza pod wezwaniem e-papierosa Geruli i przeglądu uzębienia Papy przez Brzychę (mającą też niezdrowy pociąg do moich rajstop) oraz skamleniu mężczyzn, by ich dopuścić do pisuaru.

Oczywiście główny wodzirej i organizator wyjazdu, czyli Skubi, ta wstrętna pijaczyna, zamiast zebrać watahę, tulił się do czwartego promila we własnym łóżku już przed 18-tą.
Żuk, prawdopodobnie zdzielony pantoflem Danieli, również się wyłamał i złożył broń do trumienki, chociaż cały tydzień obmyślał chytry plan słodkiego nawalenia się, pogowania, powrotu w bagażniku i reszty zestawu gorączki sobotniej nocy. Wybrał jednak gastro-raut u Eli i wieczorne przeglądanie motyli w klaserze. Norma.
No nie powiem, ja też miałam nie jechać, bo dzieciary mi się na złość zasmarkały i w mojej głowie kiełkowała jak ziarnko zaczarowanej fasoli obawa, że w nocy będą pobudki i duszenie glutem.
Lecz mimo bycia stroskana mateńką, uznałam za wyczerpany tegoroczny deputat czasu poświęcony wypasowi mikroba na hali Os.Górnicze 14/666. Porzuciłam cierpiące dziatki, nie utulając ich nawet w żalu, olałam zestaw cierpiętniczych min Halyny pt. „droga krzyżowa, stacja 9, matka-Halyna rozpacza nad byciem babcią, ciśnieniomierz nie nadąża pompować” i pohasałam się ubydlić.

W międzyczasie Kuszy urodziło się dziecko, czego wyraźnym zwiastunem było stoisko z darmowym alkoholem przy Fanatykach.
Tylko Dudki nie zawiodły oraz Podrabiany Żuku i tą wesołą gromadką filtrowaliśmy pianę w kuluarach The Rock.
Podczas ponad godzinnego poślizgu kapel, zdarzyło się kilka cudów. Azaliż Skubi zmartwychwstał i przybył triumfalnie pośród skandującego „Damian! Damian!” tłumu i wokalisty. Co prawda, przerywał audiencję kilkoma drzemkami na krześle, ale w tym wieku nie jest to już wcale ekscentryczne. Jan Paweł II też tak miał.

Ostatecznie Hrabstwo zalało knajpę też w osobie Oli i Rolka, a nawet Sosziego z Rakiem, którzy na marginesie zachowywali się jak para gejów. Chociaż Soszi zrzucił z siebie ów wizerunek, gdy ku zdziwieniu wszystkich puścił się w pogo pierwszy raz od Jarocina '94! Wesołe to były chwile, czego dowodem ogromna dziura w kroku, jaką wyszarpał mu w tańcu Skubi, a którą ja cerowałam cały poranek, jak tylko przestało mi się dwoić w oczach i trząść w rękach.

Należy nadmienić, że pogo rozkręcił Podrabiany Żuku, który na parkiecie zachowywał się jak Brad Pitt na ringu w „Snatch”, choć on sam woli porównanie do Nicolasa Cage w scenie bójki ulicznej w „Dzikości Serca”. Wygłosił też z estrady orędzie do narodu, chwytające za serce jak przemówienia Jarosława. Enyłej, Bastek u Pavlović dostał 10, Tyszkiewicz wypadła proteza, a Edzia się poryczała. Patrzysz na gościa, myślisz – słuchał hip-hopu, chodził na balety, a jednak skażony przez Hrabstwo, obciążony genetycznie pankrokiem, na to już pijawki nie pomogą, łoj nie.

Jako że na drodze powrotnej do domu, skądkolwiek Hrabszczanin by nie wracał, zawsze leży Petro, wpadliśmy tam sprawdzić co słychać i objuczeni zgrabnym aluminium jęliśmy kontynuować tak miło rozpoczęty iwning. Na osi znaleźliśmy brodatego dziada z Głogowa, który jako abstynent musiał oglądać nasze piwne harce na okupowanych do późnych godzin ławkach oraz metalowych barierkach, przez które przeciskał się i wił Wuj z Kocurem ćwicząc na wypadek, gdyby nas aresztowali i wpakowali za kratki.

No nie wiem, która była, kiedym legła w gruzy, ale moją czarną zjawę ponoć ujrzał w przedpokoju Inżynier około 4 nad ranem.

Teraz cierpię i jestem energetycznie wyrypana jak ten rosyjski reżyser Wyrypajew. Mam zakwasy od densfloru i obiecuję sobie już tylko grać w bingo zamiast uprawiać młodzieńcze rozrywki, które przeca nie przystoją starszej pani.

Resztką sił jeszcze zawlekliśmy Wuja na działkę, gdzie skwierczeliśmy w ostatnim tegorocznym słońcu patrząc jak pies gania kota, który w plenerze pobierał nauki sikania na drzewa zamiast na salony u Matki Polki. Gdyż szczy, sukinkot nadal i na domiar złego z Lucka zmienia się w Polucka i tylko patrzeć jak zacznie znaczyć śmierdzącym hormonem, dorastając. Świnia nie kot.

Z powodu braku dokumentacji koncertowej, wrzucam kilka nie związanych z wątkiem fociszczy.
I przecinam wstęgę otwierając po prawej stronie stronki sektor z nienormalnym video :)

Tymczasem.

Prezent od taty :) zza Lenina wyziera Halyna

kapitalistom zrzednie mina jak ujrzą korek do wina w kształcie Stalina
czarny krasnoludek z rudą owcą
bo nie potrafię...
...wybrać jednego portretu
GRY