niedziela, 20 marca 2016

155 - Wróżka Smroduszka


Pamiętacie Wielką Wiejską Manipulację?
Oraz jej odcinki?
I pododcinki?


Tydzień 1

Mknąc solarisem do upragnionego celu pt "szukam kąta do zdechnięcia", kładłam sobie właśnie na zapuchnięte powieki dwa obole. Liczyłam, że łapówa dla Charona (jednego z miejscowych prywatnych przewoźników) szybko załatwi problem mojego zgonu w sposób bardziej humanitarny niż jeżdżenie truchła na trasie Szczawno-Rusinowa do momentu stwierdzenia przez panią kanar, że mieszkaniec jednak śmierdzi nieco bardziej niż zwykle skoro nie żyje. 
Moja teoria i tak była do niczego. Obole okazały się dwiema dwudziestogroszówkami reszty za bilety i jedyne, co mogłam za to kupić to politowanie i to na wyprzedaży w niedzielę pod Tesco. 

Czułam jak glut wypełnia każdą dziurę mojej głowy, a przecież jest jej całkiem sporo. Po prostu mam full pustej przestrzeni we łbie, taki - wiecie - loft pomiędzy uszami, ale ceny na rynku spadły na pysk i serio: nawet jeśli chcieć to sprzedać w stanie developerskim + resztki mojego logicznego myślenia (nadające wnętrzu głowy jakiś para-antyczny charakter) to się nijak nie kalkuluje.

Dążę do tego, że kiedy jesteś człowieku tak bardzo, bardzo chory i przeorany broną codzienną z napędem na 4 zęby i kiedy już wszyscy zdążą cię wkurwić w domu i w pracy, w której jechałeś na dwa biura w dwóch różnych budynkach,więc wtedy zadajesz sobie pytanie: - co mi się jeszcze dzisiaj, do chuja, przytrafi?! 
I wtedy właśnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w dusznej i zatęchłej otchłani najczarniejszej dupy, ze snu wybudzasz Wróżkę Smroduszkę, ściśle współpracującą ze szkołą gminną, do której uczęszczają twoje dzieci. 

Więc jak na zawołanie dzwoni nauczycielka. I się zaczyna:
- Niech tylko się pani nie denerwuje, ale jesteśmy właśnie z Kaliną u lekarza i wie pani... chyba trzeba będzie jednak na pogotowie...
Z przekazu wyłaniał się obraz dramatyczny, którego bohaterką była moja starsza córka zderzająca się na WF-ie z kolegą z klasy. Kolega jest postury góry lodowej więc w optymistycznej prognozie nos złamany w kilku miejscach + piosenka Celine Dion do "Titanica" z dedykacją.

Szczęśliwie tego dnia Wróżka Smroduszka miała dobry humor, bo dziecko wróciło z niebieskim klamą, ale w całości i bez przemieszczeń. Zabawa zaczęła się jakieś dwa dni po zda(e)rzeniu. Obraz galaktyki z nosa malowniczo rozlał się pod oczami i tylko ta pieprzona Wróżka Smroduszka wie, jak nieswojo może czuć się matka, do której pyszczy para-nastolatka z wielkimi fifami pod oczami. Bo - wierzcie mi i nigdy tego nie przerabiajcie - wygrażający wam gówniarz z podbitym okiem wygląda zdecydowanie groźniej niż wygrażający wam gówniarz z okiem niepodbitym. Detal, a czyni cuda. Nic więc dziwnego, że w mojej chorej głowie z nadal niesprzedanym loftem zalanym ropą, wyzwoliła się cała hipermaszyneria do wymyślania kolejnych części "Ballady o Januszku". 


Tydzień 2

Kiedy w instytucie meteorologicznym naukowcy się zjarają i pomylą rodzaj opadów podany w prognozie, można przeżyć małe zdziwko, zwłaszcza, gdy się pracuje przy akcji zima. 

Wróżka Smroduszka musiała już nie spać i podkusiła kolegę Miecia, który składając mi życzenia z okazji Dnia Kobiet, rzucił niby żartem: - I duuużo śniegu, Monika!
Gdy tylko za Mieciem zamknęły się wrota, z nieba w jednej chwili spadło dobre 30 cm białego gówna, a nasze próby uporania się z tym na drogach można przyrównać tylko do znanego wszystkim Wymarzonego Domku w Karkonoszach.

Tego dnia, kiedy już odebrałam wszystkie telefony od mieszkańców pragnących mnie uświadomić, że na zewnątrz panuje Armageddon (jakbym kurwa nie widziała!) i kiedy wszystkie piaskarki wysłałam pierdylion razy na trasy i jakoś tak w duchu pomyślałam sobie: - ciekawe co mi się jutro, do chuja, przytrafi?!


 - okazało się, że Kocur wyjeżdża na szkolenie do Poznania więc w obliczu samotnego tygodnia, zapobiegawczo poszłam rąbać kubiki drewna, sprzątać i gotować w chacie oraz samotnie użerać się z pyskatymi gówniarzami. 

Nazajutrz Wróżka Smroduszka zmusiła jakąś małą dziewczynkę, ćwiczącą W-F z Jagodą, żeby się rozpędziła i z całej pety skoczyła jej na rękę.

- Dzień dobry, dzwonię z sekretariatu szkoły. Pani córka miała wypadek i chciałam zapytać, czy mamy wezwać pogotowie, czy może Pani tu przyjedzie i sama wezwie?
(To pytanie było tak absurdalne, ale przez lata zdążyli mnie przyzwyczaić do szaleństwa panującego w tym przybytku - w końcu jaka normalna instytucja współpracuje z Wróżką Smroduszką?)

Po odbyciu szeregu rozmów z sekretariatem, w-f-istą, wychowawczynią i infolinią w psychiatryku, trzepnęłam papierami, wzięłam haloperidol i kolega z pracy zawiózł mnie do wsi niespokojnej i niewesołej, gdzie odbiłam ofiarę, z którą spędziłam resztę popołudnia na SOR.

Tego dnia Wróżka najwyraźniej zajebała mi haloperidol i zluzowała, bo po rtg i oględzinach okazało się, że ręka jednak nie jest złamana i mogę spokojnie wracać do piwnicy rąbać kubiki drewna, sprzątać i gotować w chacie oraz w pojedynkę użerać się z pyskatymi gówniarzami.


Tydzień 3 

Więc kiedy już wszyscy zdążą cię wkurwić w domu, kiedy nie masz na nic siły, bo oczywiście przez cały tydzień byłaś skrzyżowaniem Kopciuszka z niewolnikiem na plantacji bawełny. I twój odpoczynek w domu polega na rąbaniu kubików drewna w piwnicy i gotowaniu dla tych wszystkich pyskatych gąb, po których stale sprzątasz...

Wtedy idziesz do roboty i tradycyjnie już dowiadujesz się, że pracujesz dzisiaj znów na dwa biura w dwóch różnych budynkach, przy czym nie możesz specjalnie wyjść ani z jednego, ani z drugiego, bo przypadł ci w udziale zestaw obowiązków dla dwóch osób. 
A to wszystko dlatego, że osoba, za którą zasuwasz, kiedy jej nie ma zauważyła, że za nią zasuwasz, kiedy jej nie ma, a co za tym idzie – nie ma jej. Na przestrzeni ostatniego miesiąca, przez pół miesiąca miałaś więc pakiet kluczy i obowiązków na dwa biura w dwóch różnych budynkach i malownicze opowieści o chorobach rodem z „Hous’a”, będących powodem wolnego.



Naturalnie, kiedy już odbiłam się na kolorowym ksero bo we dwie łatwiej mi poskładać te wszystkie rzeczy do kupy, okazało się, że właśnie dziś jest wyjątkowo nerwowy dzień i wszyscy dostali zajoba. Do tego gratis złożony z wszelkiej maści awarii, zasadzek i roszczeń, przy których marsze KOD to samo dobro.
Więc wtedy, gdy zastanawiałam się – co jeszcze się dzisiaj wydarzy (do chuja)?! - 15 km dalej, w szkole moich dzieci, Wróżka Smroduszka przykłada gnata do głowy wychowawczyni i każe jej wykręcić mój numer. Struchlała odbieram telefon i słyszę płaczliwy ton głosu Pani. 

- Dzień dobry, czy planowała pani przyjechać na dzisiejsze zebranie z rodzicami?
- Tak, oczywiście, będę.
- No więc plany uległy zmianie, anulujemy to dzisiaj, jest pani proszona jutro o 10:00 na specjalna audiencję.
- Słucham? Wykluczone, będę wtedy w pracy. Ale co się właściwie stało?!
- Otóż, przykro mi o tym mówić, ale u Kaliny znaleziono dzisiaj… - tu następuje długa i złowroga cisza.
- Znaleziono? Co znaleziono?!
- … KADZIDEŁKA.
- Kadzidełka? Co z tego? Nic nie rozumiem.
- Kadzidełka. Z MARIHUANĄ!

- Nie wiem co prawda skąd ona ma kadzidełka i dlaczego wzięła je do szkoły…
- Powiedziała, że od taty.
- No więc dobrze, od taty, ustalę to, ale nadal to tylko kadzidełka, prawda?

- Z MARIHUANĄ

- Proszę Pani, kadzidełka maja różne nazwy i zapachy, to nie jest nielegalne, to można kupić wszędzie, nie służą do odurzania się, to taki odświeżacz powietrza, jakby to Pani wytłumaczyć…

Ale nie sposób było wytłumaczyć, dowiedziałam się jedynie, że szkoła dostała SYGNAŁ i musi WSZCZĄĆ PROCEDURY.

Kurwa, jakie procedury? Co teraz? Policja na chacie? Pies tropiący z Chojnowa? Wydział antynarkotykowy, kurator, MONAR?! W jednej chwili, wobec nadinterpretacji wychowawczyni, uciekła ze mnie resztka życia i spokoju. Niczym dym z kadzidełka.

Miałam szczerą ochotę zamknąć się w piwnicy i narąbać z kubik drewna, albo po prostu płacząc zasnąć tam nakryta workiem od kartofli, ale ostatecznie wykręciłam numer do starego Kaliny i kazałam mu wyjaśnić sprawę osobiście. Stary wziął zatem dziecię za łapę i udał się do szkoły gminnej, gdzie nastąpiło międzygalaktyczne starcie pomiędzy panią wychowawczynią a nim, które bohatersko przerwała pani dyrektor.
A potem ja musiałam pojechać na zebranie i pomimo pozytywnej relacji telefonicznej byłego starego, któremu nie wierzę w ani jedno słowo, miałam ciśnienie 500/900. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zostanę tam aresztowana, np. z powodu noszenia ulubionej arafatki skoro islamiści z lubością ścinają głowy w podobnym odzieniu. 

Chwilę wcześniej zadzwoniłam do koleżanki nauczycielki z pytaniem, czy to w ogóle możliwe, żeby z powodu kadzidełek o nazwie cannabis mieć kłopoty w szkole, na co ona słusznie odparła, że kadzidła pali się nawet w kościele i dziwi ją taka afera.
(Gdy rozmawiałyśmy ponownie, już wieczorem Daniela wyznała:
- Wiesz, Olaf też sobie naszykował kadzidełka do szkoły. Kiedy pytałam po co mu i jakie wziął, okazało się, że wyciągnął moje. O nazwie... OPIUM.)

Zebranie zaczynało się wcześniejszą prelekcją o bezpieczeństwie w internecie, jaką w zaistniałych okolicznościach olałam, po czym pobiegłam do klasy młodszej córki, aby usłyszeć tyle, że "klasa jest fajna". Czyli, że z Kocurem zrobiliśmy łącznie 30 km, żeby to usłyszeć i teraz będę rąbać kubiki drewna, gotować i sprzątać po nocy, bo zmarnowałam całe popołudnie. A zebranie było tylko po to, żeby prelegent mógł zarobić... 

Kiedy ta istotna informacja wybrzmiała w klasie, na miejsce dotarła spóźniona chwilkę koleżanka i zdziwiona zapytała mnie:
- Było coś wcześniej? Bo wiesz, olałam tę prelekcję, nie mam czasu. Ale myślałam, że będzie trwała dłużej. Ostatnio "na narkotykach" to mnie trzymali półtorej godziny.
- Phi! Półtorej godziny na narkotykach Cię trzymało, mnie trzyma od 9:30 rano, a niby zwykła marycha...
...

Wróżka Smroduszka spala lolka pod szkołą, po czy rozbawiona wraca do dupy spać, czekając na kolejne zadania specjalne...
GRY