Powrót z pracy do domu przez ulicę Świdnicką jest niebagatelnym wyzwaniem.
Nie mówiłam Wam jeszcze, ale jestem gwiazdą jaśniejącą na firmamencie, bo każę się wozić zamiast zrobić prawko, którego zdobycie byłoby równie dla mnie możliwe jak przejęcie prezydentury w Warszawie, wbicie Hanny Gronkowiec-Wał na pal anteny Pałacu Kultury i spalenie wszystkich garniaków na terenie molocha w wielkim ognisku na bazarze Różyckiego. Za mojego szofera robi oczywiście Kocuru, choć to chwilowo nieaktualne, gdyż nie mamy na benzynę.
Więc wracając do ulicy Świdnickiej – kto o zdrowych zmysłach chciałby tam wrócić?! No – może chłopaki z „Bezcipia”, nevermajnd.
Wałbrzych niesie pałeczkę i ma wiele czarnych koni (ach, ten niezamierzony erotyzm…), ale ulica Świdnicka jest z pewnością wyjątkowa w swoim zadziurzeniu. Tylko Czarna Dziura może tu stanąć w szranki i idę o czek potwierdzający ważność wałbrzyskich wyborów, że właśnie skitrała się za Drogą Mleczną, bo może bohaterce tego posta asfalt wylizać, co najwyżej.
Przejechanie tego odcinka jest dla kierowcy nieformalnym egzaminem na pilota w rajdzie ekstremalnym. Oraz gratką dla pijanego kierowcy, bo takich zygzaków nie widziały nawet serpentyny w St. Tropez (gdzie bywam czasem z szoferem lansować się na jachcie). Mieliśmy nawet dziś taką światłą myśl, że to jest dobra lokalizacja do programu „Kobieta na Krańcach Świata” – Martyna Wojciechowska i odcinek na ul. Świdnickiej w Wałbrzychu. Swoją (dziurawą) drogą – obserwowanie ludu tubylczego jest wielka uciechą, Tony Halik by to wziął na tapetę…
Ostatnio jechaliśmy tamtędy i drogowcy postanowili się cudownie objawić w celu załatania tych dziur powyżej 1m sześcienny. Stara tradycja z XVIII wieku uważa osuszanie rozpadliny za dziełło Szatanna, no to kultywowali ją radośnie wlewając parującą, asfaltową ciapę w pełną wody dziurę, przyklepywali gumowcem i jechali dalej. Zastanowiło mnie wtedy, czemu właściwie nie przyprowadzą krowy i nie poczekają aż ta narobi do środka? Przecież to wiele tańsze, a i efekt ten sam.
Więc dziś wypadło. Wsad się wziął wyjął. Krwawy roztop zabrał resztkę nawierzchni i O! jakżesz ja żesz aczkolwiek cholibka nie pierdollę! – wierzcie mi- nie ma drugiego takiego miejsca na ziemi.
Lecz ja wiem. Ja odkryłam. Odnalazłam sens zagadnienia. Te dziury nie są tam przypadkiem!
To jest to miejsce, którędy pracownicy Chińskiego Sklepu w PDT szybko wracają do domu po robocie. Siup! w okrągłą przepaść i już jest na drugiej, chińskiej półkuli. Już je rosół pałeczkami. Albo taka przywózka towaru – ile to zajmuje przez Świdnicka-Chiny, a ile tocząc się transsyberian po owalu planety? Więc lokalni krisznowcy z Walterem na czele jednak wymodlili powodzenie w interesach. Hare-Hare! Wałbrzych-Pekin! Super road, para metro.
Druga rzecz objawiona: nie sposób nie zauważyć Tej Ulicy. Czemu nie zamknęli jej już kilka miesięcy temu? Ano widać, ktoś w Zarządzie Dróg jest wielkim, dozgonnym, lubieżnym miłośnikiem dziur wszelakich. Dziura go inspiruje, podnieca, cieszy go dziura. Dziwaczny osobnik. Ale, jak mawiali starożytni: „dziura humanum est” soł „carpe dziurem”.