czwartek, 5 maja 2011

88 ... + rzeczywistość



Zacznę od tego, że moja absencja to wynik rozczarowania. Wszędzie te relaksacyjne fotki: leży sobie człowiek w wyrku, pozycja wygodna, na kolanach laptop, uśmiech i wygoda. Gówno prawda moi mili. Od druzgocącego przemeblowania, jako biurko służy mi niskie krzesło i już mam lumbago-freestyle, poza garbem nabytym w genach. To boli.

Od czasu utraty pracy, Inżynier pogłębia się w depresji. Godzinami siedzi bezczynnie wpatrując się w firankę i majaczący za nią w oddali sklep z asortymentem alkoholowym. Lub śpi 4 razy dziennie po 1,5 h. Co prawda, nie różni się to jakoś znacznie od wymiaru jego aktywności w czasach szpanowania na rynku pracy, ale teraz nawet nie wynosi on puszek po browarach do swojego królestwa myśli irracjonalizatorsko-wynalazczej, co martwi i utrudnia przemieszczanie się po komnatach. Oraz daje jedyny powód rabunkowy do napaści na owe komnaty przez miłośników aluminium.

Lecz dziś przegiął – zgubił moje dziecko. Dokonał mission incomplete i powrócił ze szkoły bezdzietny/bezwnuczny. Do tej pory nie rozumiem kto kogo tam chciał wykiwać, ale ostatecznie plan zawiódł i zniweczyła go chytrze p. Agata (szczwana kobieta!), znajdując gdzieś w odmętach szatni bezdomną Kalinę. Tym samym wymazywanie gumką z dowodu liczby dzieci oraz zacieranie wszelkich śladów, okazało się bezcelowe, acz przynajmniej zabiło czas w nużącej pracy.

No i Osamę utłukli. Fiesta, Miley Cyrus śpiewa, bang-bang, niech żyją bohaterscy Amerykanie, orędownicy pokoju! Flaga w gwiazdki patetycznie łopoce, a ludzie czują się bezpieczni zarówno w stacjach metra, jak i w biedaszybach.

 Odsyłam do klasyka: Fahrenheit 9/11”, a w celu zdobycia odpowiedzi na temat istnienia zwłok Bin Ladena najlepiej zapytać wielką mątwę, kapitana Cousteau, kapitana Nemo i samą Lorelai. W końcu to takie wiarygodne, że po 10 latach od wrobienia faceta w paliwowo-wrześniowy happening U.S.A.  (jednocześnie uzbrajając przez lata  jego rodzinę), zrobienia z niego masowego mordercy nr 1, dekadzie poszukiwań i zmyłek o rzekomym unicestwieniu – wyrzuca się (ponoć) jego (ponoć) zwłoki do morza jak niepotrzebny but rybaka. 
U nas wiosna pod patronatem rozrzucania relikwii papieża, a tu się tak poszukiwane ciało marnuje? - bez sensu!

Ja tam daleka jestem od płakania nad jego grobem (nie lubię zresztą płakać nad wodą), bo wszelka ekspansja religijna napawa mnie przerażeniem, ale szczerze mnie wkurwia fakt, że w tej chwili niejaki George Bush zupełnie spokojnie czyta swoim psom na ranczu bajki o sarenkach. Kiedy (na marginesie – małym druczkiem) on sam, Komisja Senatu oraz opinia publiczna przyznali po latach, iż atakowanie Iraku było bezpodstawne. Że ponad 600 tys. Irakijczyków (w tym dzieci) zabrano życie, 6 milionom to życie rozwalono na kawałki, do czego należy doliczyć mięso armatnie czyli blisko 4.000 poległych żołnierzy, co mnożone przez rozpacz rodzin skrzywdzonego ogółu = 400 miliardów dolców rachunku za wojenkę, która i tak zarobiła na siebie, jeśli mamy paliwo za 5,25/litr. 


Zbaczając. Jestem marchewką. Postanowiłam, że skoro siwych włosów i tak mam więcej niż naturalnych,że postąpię zgodnie z charakterem, bladą cerą i piegami. Chyba polubię zmiany :)
Aktualizacja:  włosie skrócone o połowę (marchewa bez natki). Jak się mieszka w HR i całe życie było brunetką (wcale nie przystojną, acz wieczorową porą), to tym samym popełnia się strzał w stopę. 3 dzień sąsiedzi nie odpowiadają na dzień dobry. Zaczynam się czuć tutaj – pierwszy raz w życiu- incognito! Idę szybciorem wysprejować ogromny mural z Dżordżem na perzo-kiosku.

Bye-dye!




Miały być ładne zdjęcia. Będą inną razą.
GRY