piątek, 8 października 2010

XXVIII - M. P. znowu nadaje


Zacznę od nieprzyzwoitej rzeczy.
Nudząc się dziś straszecznie w 40-minutowej kolejce w aptece, bo pani, która była 3 staruszki przede mną, kupowała wszystkie reklamowane w tv produkty farmaceutyczne opiewające na kwotę łączną 425zł, rozglądałam się leniwie po asortymencie. I nagle mnie zwaliło z nóg. Nie dlatego nawet, że moje dziecko wkładało akurat głowę do śmietnika w kształcie wątroby, choć przeto widok wątroby z dyndającym zeń odwłokiem dziecka nie jest częsty (no chyba, że ktoś jest w ciąży i dużo pije), lecz oto zza szyby zamajaczyło to:

Czy tylko ja mam jakieś dziwne skojarzenia, czy to z producentami jest coś nie tak?

Poza tym jest mi smutno i jestem rozbita, bo Důdková się abortowała z Naszej-Szkapy. Normalnie jak w opowiadaniu Philipa K. Dicka – przyjechała po nią ciężarówka aborcyjna i już nie ma konta na tym nędznym padole. I w związku z tym nie wiem, czy bon-ton wymaga, żeby ją teraz olewać towarzysko i czy wypada mi z nią pić C.Lubelską jeśli, wiecie, nie mam jej w znajomych?! I czy mam dalej „podlewać” jej drzewo na posadzdrzewo.pl? Cieszę się tylko, że nie miała Fejsbuka, bo pomiędzy dywagacjami czy karmić jej trzodę chlewną, ta najpewniej by padła głodową śmiercią z braku piksela. Tzn. trzoda, nie Důdková ma się rozumieć.

A jak już jesteśmy przy temacie śmierci i portala, halloween i przy fetyszach seksualnych... nie, hola! Nie byliśmy przy fetyszach, nie wiem dlaczego to w ogóle napisałam! nieważne, skoro jesteśmy, to się dowiedziałam o takim czymś:
istny masakrator.


- Wiesz mamo, tylko ja miałam granat w szkole!
- Wiem, Manson, wiem...

designer sunglasses

rozdz. XXVII - Matka Polka Zbrojna



Widzę, że nowe lokum Kreto-Rapów wzbudza wiele emocji, głównie zazdrość. Odpowiadając na miliony maili w tej sprawie i komentując komentarze pod postem spieszę donieść, iż projektantem był niejaki  Skubidore Dali Na Nalewkje. Podobno część wynagrodzenia można zapłacić mu w naturze, bardzo przepada za grochem z kapustą.

Panczolu! Widać, że dawno Cię nie było. Teraz mamy das gance noje dizajn nach Rusinowa. Właśnie przez bliską lokalizację nowych ławek, biuro deweloperskie strasznie z Krzysia zdarło. Ale Ela przeczekała hossę na rynku nieruchomości i wczoraj mogliśmy podziwiać już dwa kopce obok siebie. Skubi chciał co prawda ów bungalow sprofanować wbijając na górze betonową płytę, bo mu się skojarzyło z grobem Kościuszki, ale poległ na rezurekcji i poszedł spać.

Właśnie odprowadziłam do szkoły dziecko z granatem w plecaku. Maszerowałyśmy jak Baader-Meinhof, niemiecka guerilla miejska do antyimperialistycznej walki zbrojnej. Granat podskakiwał w tornistrze.
 –Pamiętaj, daj pani Agatce granat na lekcji! – przestrzegałam zapominalską córkę. 
Myślami byłam już przy malowniczych zamachach na kapitalistyczne świnie i innych radykalnych zabawach. Tak, to my jesteśmy odpowiedzialne za śmierć Jacka Kennedy, my zepsułyśmy wzrok Billowi Gates’owi, to przez nas wybuchło cygaro w ustach Moniki Lewinsky…

 No ale można mi to wybaczyć, godzina była taka, że jeszcze oficjalnie się nie obudziłam do końca, a granat w tornistrze to rekwizyt zadania domowego „proszę przynieść na piątek jeden owoc”.  Jabłka i banany były zbyt oklepane, a z granata pani przynajmniej może zrobić jakiś użytek 
(- Bądźcie cicho dzieci, bo was porozsadzam!).

Kalina chyba jednak nie podziela zbrojnej pasji matki, bo uprzednio obrzuciła granat spojrzeniem i zapytała tylko:
- Czemu mi pakujesz cebulę, skoro miały być owoce?
Wołoszański pokiwałby głową z politowaniem...

W ten sposób zostałam całkiem sama w zgłębianiu wiedzy o Czarnych Panterach, Czerwonych Beretach, Żółtym Serze i czytaniu Mao Zedonga.

Z komunistycznym pozdrowieniem
Towarzyszka Matka
GRY