Nienawidzę małych elementów!
Chcę zdjąć z mebla Tylko Jeden Przedmiot, natychmiast z jazgotem walą się na glebę paralele drobiazgów. Próbuję łapać w locie, spadają parabole koralików, kredek, kulek. Tańczą, tańczą, tańczą parabole. Fruwają cząstki elementarne, dziesiątki puzzli. Chcę pozbierać, haczę zadem o następne. I tak w kółko. W kółko i krzyżyk.
Już noc, pragnę opaść po 12h pracy i 2h galopu z trzódką, a siedzę na dywanie i układam drewnianego lwa. Lwowi brakuje jednego elementu. Znam cię na pamięć, ty lwu pierdolony. Zdekompletowany.
Wiem, mam bałagan.
Kiedyś to zrobię: wyrzucę wszystkie bibeloty, pluszaki, układanki, klocki i postawie na środku jedną wielka, betonową zabawkę. Może być słońce z parku. Albo fontanna. Sztuk jeden, nie do przesunięcia, nie do zepsucia.
Jak dwójka małych ludzi może uczynić taki rozpiździel?! Ułożyć z zabawek gigantyczne stosy, figury niemożliwe, których dotknięcie grozi głośnym zawaleniem. Na podłogę, do podziemi piwnicznych, do jądra ziemi. A potem wrzutem przez skorupę na drugą półkulę, do Chin, najpewniej do jednej z fabryk tego zabawkowego badziewia, które wypiera mnie z własnego terytorium i kiedyś sczeznę pomiędzy owieczkami, plastikowymi garnkami, odwłokami lalek, zduszona kłakiem pluszowych misi. Misiów.
Oddaj innym dzieciom. Tako rzecze matka-Halyna. Rzecze i złorzeczy przewracając się o konik bujany, dwa wózki zabawkowe i gadający po niemiecku pociąg. Jednocześnie, bo stoją w nieśmiertelnym szeregu.
Ale nie, nic nie da się wyrzucić, każde pudełeczko po tik-takach na wagę złota. Każdy śmieć ma swoją historię i histerię, imię, jest niezbędny. Ryk, szloch, tęsknota, żal.
W horrorach dzieci boją się potworów wychodzących z szafy. Ja mam swój horror – szafę na zabawki. Leżę z kołdrą naciągniętą na nos (o ile Kot nie jadł uprzednio strączkowych), patrzę w ciemnościach w jej kierunku i słyszę złowieszcze szepty kudłatych piesków, chichoty niedźwiadków, mlask gumowych krokodyli. Widzę jak przez szparę łypią złym ślepiem puchate kaczuszki, żółte zajączki i ta picza - Barbie. Boję się...
(Kocuru, naddaj kordłę)