poniedziałek, 17 stycznia 2011

70 - pociąg do Hollywood


Niestety poniedziałek. 
Idę do roboty. Ryj odrapany na Matkę Boską Częstochowską z obrazów. Rysy mam po Bibie. Tzn. nie po imprezie (nie byłam na party z Dodą i Moniką Jarosińską, nad czym boleję), ani też nie mam rysów twarzy po Bibie – wtedy byłabym przynajmniej ładna. Po prostu nie byliśmy jeszcze u weterynarza by przyciąć psu krogulcze szpony. Dlatego pół rodziny nosi ślady jakby wpadło do sieczkarni. Zanim spod warstw błota, gówna i resztek śniegu wyłoni się asfalt i dokona naturalnego pedicure, przyjdzie nam pokutować i być chlastanym w plasterki.
Poza tym pies jest genialny: wczoraj tak twardo spała, że nawet jak spadła z łóżka, to się nie przebudziła, tylko grzmotnęła o podłogę, chrapiąc dalej :]

Dzieciaki znowu zainfekowane. Phi, żadne to novum. Jestem już tak przyzwyczajona, że nawet nie chowam osprzętu do odflegmiania. Stanowi stały element dekoracyjny chałupy. Jedni mają Matejkę, Hołd Smoleński, fikuśne firanki, a u mnie dynda frida do odsysania złóż w nosach.
Jak Lupek nie wiesz co to jest, to się dowiesz, kiedy potomek Ci się wykluje :)

Choroby, choroby. Na centrali zapalenie krtani i nieme kino. Taka choroba zawodowa. Nie wiem, czy widzieliście film „Irina Palm”? Tam się pani przyjęła do przybytku uciech na (że tak powiem) robótki ręczne i po jakimś czasie zapadła na kontuzję, którą lekarz „zakładowy” określił jako „łokieć penisisty” (grający w tenisa cierpią na „łokieć tenisisty”). U nas zawodowo walczymy z zapaleniem krtani, strun głosowych i gardła. Ja prowokuję los – mało, że stale gadam, w pracy i w wolnym czasie, to jeszcze piszę bez przerwy bzdety, jakby ktoś chciał to czytać.

Gdyby jednak ktoś to czytał, ogłaszam:
BATMAN (dla znajomych Janusz) poszukuje pracy w zawodzie. Prosił o wsparcie w rozsyłaniu wici.
Już to sobie wczoraj wizualizował, że go zapraszają na casting do wytwórni filmowej. Rozpina koszulę, pod spodem obcisły, czarny strój, rajstopy superbohatera i wszyscy Żydzi władający Hollywood padają na kolana – Zuckermany, Goldbaumy, Pirogi – prostują się pejsy, spadają jarmułki, napletki odrastają...
Szkoda, że nie wiedziałam o nim wczoraj, kiedy wkurzył mnie taksówkarz rankiem. Jeden telefon do Batmana i się facet budzi w samych skarpetkach we wnętrzu własnego bagażnika, gdzieś na Park Avenue w Nowym Jorku...

Drodzy Czytacze! Musimy zrobić zrzutę na tantiemy dla Lupka, który wymyślił Hrabstwo, Fanatyków, Bezcipie i kilka innych nazw autorskich, a ja to tylko osadziłam w wirtualnej czasoprzestrzeni światów równoległych. Dlatego ogłaszam wyprzedaż samogłosek i nadmiaru przecinków z tych stron, żeby jakoś wykaraskać się z twarzą (nawet jeśli odrapaną) z tej kłopotliwej, finansowej sytuacji.

Ave!
GRY