środa, 25 sierpnia 2010

Z dziennika Matki Polki - rozdział I



„Ósmy pasażer Nostromo”


Ponad 5 lat temu przewidziałam dzisiejszy bum na Zmierzchy, Tru-blady i inne Pattinsony i na przestrzeni tych lat weszłam w posiadanie dwóch prawdziwych, osobistych wampirów energetycznych.

Już samo ich przyjście na świat, w obu wypadkach, nie zwiastowało niczego różowego, bowiem fizycznie było dla mnie równie relaksujące i sielskie co testy broni nuklearnej na Atolu Mururoa dla tubylczej fauny i flory.

Proces dojrzewania owoców mej ciężkiej mordęgi na porodówce w istoty człekopodobne obfitować miał w szereg zjawisk paranormalnych, takich jak:

-- samoistne wydzielanie się narkotyku zwanego endorfiny powodującego upośledzenie układu nerwowego matki i tym samym zaburzającego percepcję. Kobieta pod jego wpływem wierzy np., że ten czerwony gluś, który właśnie zdruzgotał jej wszystkie „końcówki mocy” (wydostając się z niej, pożerając ją i każąc nieustannie nosić się na rękach) jest najpięknisieniuńszym dziudziubelkiem na tym (pół)światku. Matka wydaje przy tym różne dziwne dźwięki: gu-gu, zi-zi, siu-siu, bo-bo, ti-ti, niu-niu etc. Niektórym nigdy nie przechodzi.

-- spowodowanie utraty ¼ wagi przez ulatnianie się ektoplazmy czyt. mleka

-- nabycie ogromnego doświadczenia z zakresu konsystencji dziecięcych odchodów, o których rozmowy z innymi posiadaczkami wampira energetycznego powodują, że z palcem wiadomo gdzie można zrobić 3 fakultety z dziedziny skatologii.

-- tajemnicze zniknięcia małych przedmiotów domowego użytku, materializujących się później zawsze w jednym miejscu: we wnętrzu pieluszki jednorazowej.

-- przez pojawianie się znikąd wymyślnych fryzur udrapowanych spinkami i gumkami na grzywce mojej poczciwej cocker spAnielicy (czyżby pies opanował sztukę psychokinezy?)

-- po niewytłumaczalne ślady kredek świecowych na wszystkich ścianach w domu (jakoś tak mi się kojarzą z upiorną rybką z South Parku, która chuchając na szybkę akwarium ogonkiem pisała na zaparowanym szkle I KILL YOU).

Zjawisk niepokojących było znacznie więcej. I z czasem zdałam sobie sprawę, że w rzeczywistości dzieci żywią się nie tyle bebiko, zupkami babci czy cukierkami, ale największego kopa daje im wysysanie sił witalnych z matki własnej. Cała reszta szopki z produktami spożywczymi to tylko przykrywka. Małe sukkuby skrzętnie ukrywają swe faktyczne preferencje i awantury w sklepach o dropsy, chrupki czy gumę to zwyczajny pic i mydlenie oczu. 

Oczywiście zrobią wiele, by biedna matka żyła w błogiej niewiedzy co do wilkołaczej natury swych młodych. I potrafią tak tą słodyczą omotać człowieka, że nawet gdy czasem się sypnie, że coś tutaj nie halo, matka z czułością patrzy na swoje potwory niczym w filmie Scotta „Alien. 8 pasażer Nostromo” gdy Ellen Ripley latała broda i mimo wszystko patrzyła na Obcego z jakąś taką ckliwością, nawet jeśli właśnie wpychała go do śluzy statku kosmicznego i za chwilkę miał się obrócić w gwiezdny plankton.


Ponieważ mam wiele dowodów na potwierdzenie teorii spiskowej o wampiryzmie istot zwanych dalej „dziećmi” postanowiłam od czasu do czasu popełniać wpisy wprost ze strefy mroku czyli z pamiętnika Matki Polki. Tak więc do poczytania – na shledanou!

;)

kryptoreklama

wyprzedaż dużych hamaków w Biedronie za 27,99 :)
GRY