Za to właśnie nie cierpię Sylwestra. Że im bliżej do godziny W, tym się robi mniejszy z nerwów mój żołądek - nie wiem o co mu chodzi, zwija się w kulkę w nieokreślonym lęku.
Może samo to bezsensowne, podskórne oczekiwanie, że to ma być wyjątkowy wieczór? Głupie parcie na dziką imprezę mają wszyscy wokół i im bardziej człowiek chce tego uniknąć, tym mocniej się wkręca w sylwestrowy stres. Nie rusza mnie magia godziny 0.00, tak jak nie czuję czaczy Pasterki, kiedy ksiądz pije wino, a tłum ma żuć andruta. Tak to widzę i już. W tych momentach pożądam jedynie chałupy w górach na końcu świata, może być ta Słoneczna w Karkonoszach, gdzie z garem grzańca, w grubych skarpetach, mogłabym wywalić się na cały świat i jego cholerne fajerwerki.
Tymczasem do końca dnia dane mi siedzieć w robocie i klepać setki razy tę samą formułkę, dlaczego nie mogę na raz przyjąć czasówek na taxi na tę samą porę od kilkuset osób. Wszyscy są strasznie na mnie obrażeni, groźby, prośby, lamenty, każdy mnie z miejsca zwalnia z roboty, niewdzięczne zajęcie być zaciętą taśmą. Zdecydowanie i tak wolę siedzieć tu do wieczora niż w sylwestrową noc, bo po doświadczeniach w tej materii, to zupełnie poważnie grozi turnusem w psychiatryku.
Najlepiej wspominam zmianę sprzed dwóch lat, kiedy poza szałem masowych zleceń, dostaliśmy w pakiecie totalne oblodzenie ulic i chodników. Na pogotowiu nie nadążali mieszać gipsu, a te wszystkie wystrojone, ładne panie na szpilkach, w brokatowych sukniach, kryzach z pawich piór, z powybijanymi zębami, połamanymi rękami i nogami, krwią zalane… Ale to był Sylwester! Wałbrzych wyglądał jak plan zdjęciowy jakiejś „Piły” albo inny sen wariata.
No właśnie – sen wariata, w którym siedzimy od ponad tygodnia. Pan Prezydent nie tylko zepsuł święta, ale całą końcówkę roku i początek następnego. Ogromna praca nad obroną szkoły i ciągłe myślenie nad tematem, wielki stres imienia Gustawa Morcinka. Więc jak tu myśleć o imprezowaniu, kiedy nawet whiskey się kojarzy z Łyskiem z pokładu Idy?
Składanie życzeń zawsze mnie przeraża, łamanie się opłatkiem jawi mi się jak łamanie kołem, chociaż jestem z natury pozytywnie nastawiona do ludzi. Więc może bez zbędnej celebry, życzę Wam wszystkim samych pozytywnych sytuacji i ludzi wokół, róbcie co lubicie, przełamujcie bariery, cieszcie się zdrowiem z paczką przyjaciół, miejcie fajne, szczęśliwe dzieci, URATUJCIE SWOJE SZKOŁY i nie dajcie się zwariować!!!
A żeby nie było jakoś kurwa patetycznie, to jednej konkretnej osobie pokazuje z tego miejsca ogromnego fakulca!
Buzi.
Scenka taxi emerdżensi:
Godzina 3 w nocy, dzwoni pijany klient. Wypytuje o zakupy, która apteka ma dyżur, jaki koszt dowozu, bo dziecko potrzebuje lekarstwa. Sprawdzam na pogotowiu, ustalam koszt, a gdy pytam co ma kupić kierowca, facet wypala:
- syrop na wszy.
Kurtyna, oklaski.
Scenka taxi emerdżensi:
Godzina 3 w nocy, dzwoni pijany klient. Wypytuje o zakupy, która apteka ma dyżur, jaki koszt dowozu, bo dziecko potrzebuje lekarstwa. Sprawdzam na pogotowiu, ustalam koszt, a gdy pytam co ma kupić kierowca, facet wypala:
- syrop na wszy.
Kurtyna, oklaski.