Mityczna kraina płynącego wina. Malowniczo zrzucona z kosmosu w dolinkę miedzy liczne wzgórza Miasta Zielonego Dębu. Peryferyjna, kolorowa dzielnica czarnego wizualnie i mentalnie Wałbrzycha. Odcięta od niego długim pasem zieleni. Po obu stronach lasu, mieszkańcy Hrabstwa zainstalowali profilaktyczny, dyskretny oprysk osób wjeżdżających na teren włości Rusinowa. Dzięki temu eliminujemy potencjalne zagrożenie takie jak przemyt ponuractwa, buractwa, lansu, agresji i mentalnej dyskoteki.
Bastion punk rocka stosowanego przez podtatusiałych chłopców i poorane zmarszczkami dziewczęta. Rezerwat dziwolągów i wymierających obyczajów, np. pożyczania sobie kasy nie na procent (poza Cypisem of course).
W HR wszyscy się znają przynajmniej z widzenia. Trzeba przez to bez przerwy mówić cześć i dzień dobry. Każdy zna wszystkie tajemnice sąsiada. W każdym razie, nie ma szans na ukrycie czegokolwiek - od dewiacji seksualnych, przez romans lub bogactwo po 0,5 litrówkę w barku. Wspólnota dzięki temu oraz przez wzgląd na hermetyczność przypomina trochę Amiszów. Z tą różnicą, że nie chodzimy w białych czepkach, nie oramy pól końmi z broną, a kobiety w większości golą pachy. Spory rozwiązuje starszyzna przy wódce, sporadycznie zarządzane jest małe, oczyszczające mordobicie dla zdrowia.
Mieszkaniec Hrabstwa:
|
typowi przedstawiciele gatunku |
Gatunek endemiczny występujący na połaciu ziem HR, źle adaptujący się w obcym środowisku. Wyjątek stanowi Hrabszczanin występujący za granicą w grupie innych Hrabszczan(inów), z którą, podobnie jak lemingi, ekspansywnie kolonizuje krainy puddingu i fajf o klok. Zasiedla wtedy miejscowe puby i kupuje za 3 funciaki markowe adidasy, którymi pochwali się na n-k. W sprzyjających warunkach, kolonia rozrasta się o nowych członków nabytych z innych plemion. Hrabszczanie dbają o zdrowie gatunku i od czasu do czasu mieszają krew z innymi, egzotycznymi gatunkami, przez co maja fajne, kolorowe dzieci.
|
Ian & Colin |
Partner i młode natychmiast zostają wchłonięte w struktury plemienia. Pomimo zalęgnięcia się na obcych obszarach, przedstawiciel HR powraca regularnie do ojczyzny i wtedy odbywa się wielkie, kilkudniowe picie, hulanki i swawole. Wiele osób, które wyemigrowały z krainy powraca na trwałe z powodu nieudanej próby stworzenia filii na obczyźnie. Tłumaczą później, że zaszkodził im krajobraz fiordów i klifów, bo z klifów najbardziej lubią Klifa Riczarda. Kluczowym bywa też fakt, że nigdzie nie mogli znaleźć równie taniego piwa.
Znane są przypadki kiedy obcy element z zamorskiego kraju zostaje adoptowany przez wspólnotę i dostaje paszport Hrabstwa. Oczywiście warunkiem przyjęcia osobnika jest podobna obyczajowość i umiłowanie trunków oraz pięknych ziem i ludzi HR.
|
Gordon Szkot |
Rys historyczny:
Hrabstwo Rusinowa jak podaje ciocia Google leży na mapie pod wartością 50.763653,16.329714, co jest w istocie tajnym masońskim równaniem obliczającym stosunek masy krytycznej nalewki wiśniowej do kubatury wątroby Zbyszka Sokólskiego (zwanego Sokołem Maltańskim). Liczba ta jest również stałą promieniowania uranu z Kozic na mieszkańców Osiedla, którego stały poziom gwarantuje, że jesteśmy tacy fajni. Oraz kodem do domofonu bramy Hrabstwa przy parku dla synów marno(wy)trawnych powracających z Petrochemii.
Ale do rzeczy. W latach 50-tych Rusinowa została przyłączona do Wałbrzycha, a fuzja ta była dla nas równie korzystna jak splot Heleny Mniszkówny z gęsim piórem i papierem lub dajmy na to duet Ibisz & Cichopek.
Istnieją dwie tezy na temat tego, kto wymyślił i zbudował Osiedle Górnicze. Większość historyków za założyciela uznaje Gustawa Morcinka,
natomiast ortodoksyjni badacze, powołujący się na archiwa znalezione w końskim oborniku gospodarstwa u Papy, typują Łyska z Pokładu Idy.
W każdym razie, obie postacie są wiecznie żywe w świadomości etnicznej Hrabszczanina. Dzieci uczą się w szkole im. Gustawa jego wiekopomnych dzieł na pamięć, a Boguś z Alą uhonorowali Łyska i maja w domu małą Idę.
Osiedle Górnicze miało być w założeniu ekskluzywnym gułagiem dla górników, którzy najechali na te ziemie, skuszeni wizją dobrych zarobków i makijażu permanentnego po kilkuletniej pracy na dole.
Kiedy byłam małą dziewczynką, tylu panów na Osiedlu miało czarną, węglową konturówkę wokół oczu (z braku mleczka do demakijażu), że uważałam za zupełnie normalny fakt, że faceci się malują i podejrzewałam, że to wpływ wizerunku z teledysków Urszuli w niedzielnym Koncercie Życzeń (która baj de łej śpiewała o Koniku Bujanym - zapomnianym synu Łyska i Naszej Szkapy). Pokutowało we mnie to do późna i kiedyś nawet pomalowałam Armii oczy na Kleopatrę jak spał, a gdy się obudził, pognał na rozmowę kwalifikacyjną nie patrząc uprzednio w lustro (prawdopodobnie dlatego, że nauczony doświadczeniem nie spodziewał się tam ujrzeć Belmondo). Trauma po tym zdarzeniu wryła się w jego serce do tego stopnia, że już na zawsze nabawił się wstrętu do pracy.
W gruncie rzeczy (dobrze powiedziane), okoliczne kopalnie tylko dla picu wydobywały opał. W podziemiach górnik rusinowski pozyskiwał złoto i diamenty, które znane są na świecie jako krwawe kamienie z Kongo. Górnik kopał tak głęboko, że wychodził z urobkiem w Afryce, skąd odbywał się deal na resztę świata.
Górskie położenie Hrabstwa i nerwica natręctw miejscowych górników, nazwana Syndromem Pieska Preriowego, każąca tym ludziom bez przerwy kopać i drążyć tunele, zaowocowała pokaźnym systemem podziemnych korytarzy pod Osiedlem. Zawiłe katakumby podobno ciągną się do lochów Watykanu, przez Wilczy Szaniec i Bursztynową Komnatę, Arkę Noego, Świętego Graala i magazyn świerszczyków Skubiego.
Nie jest tajemnicą, że przebywający w tunelach prosty górnik, pozbawiony codziennej dawki promieni UV oraz tlenu wymieszanego z dymem z koksowni, z czasem z lekka mutował.
|
zdjęcie z festynu z okazji wymiany mundurów górniczych z krempliny na non iron |
Pokolenie to wymarło niestety, lecz my - ich czarna spuścizna, kontynuujemy tradycję wunglaków, na ten przykład chodząc utytłani, strasznie pijąc w Barbórkę, pielęgnując Krzysia-Thoreziaka, jedząc węgiel w razie rozwolnienia, czy wspominając górniczo-hutniczą orkiestrę dętą, często wykonując jej przebój "Je*ać Śląska".
Geograficznie ścisłe Hrabstwo dzielimy na Północ Osiedla, gdzie panuje wieczna zmarzlina, latają niedźwiedzie polarne, straszą upiory i Żuki,a mieszkańcy są oziębli, być może na skutek bliskości aparatu represji czyli szkoły podstawowej oraz Alkatraz dla idiotów czyli zasadniczej szkoły zawodowej;
i na Południe Osiedla, gdzie jest ciepło i wesoło przez wzgląd na występowanie w tym rejonie wszystkich sklepów z alkoholem i miejscówek do picia.
Odwiedzający nasze ziemie przybysz powinien wiedzieć, że preferujemy rozrywki niestandardowe. Niebanalne geny mieszkańców HR sprawiają, ze są oni żądni dziwnych rozrywek. Dowolność w tej dyscyplinie zapisuje kronikę Hrabstwa zboczonymi ekscesami, chodzeniem na Petro nago lub w przebraniu, lepieniem śnieżnych gołych bab gorszących staruszki, licznymi imprezami plenerowymi i happeningami, tańcami do radia o świcie przy śmietnikach i innymi dziwactwami. Ale nade wszystko degustacją trunków. Jest to sport ochoczo uprawiany i wypełniający statystycznemu Hrabszczaninowi lwią część żywota. Zapewne za sprawą tych cieczy mamy własną interpretację otaczającego nas świata, wydaje nam się, że mieszkamy w raju, nieobcy nam spleen i halucynacje.
Tu jest Hrabstwo i tu się pije:
nie sposób zliczyć procentów obalonych przez lud Hrabstwa. Na topografię ziem składają się liczne miejscówki służące do nawadniania organizmów. Najsłynniejsze lokum to Bar u Kutiego zwany kutibarem. W tym ponurym wnętrzu wyposażonym w ponurego barmana odbywały się najweselsze imprezy. Ród z Osiedla walił tabunami do tego zacnego przybytku pod pretekstem gry w bilarda, by potem błogo spływać z zawsze popsutych hokerów i mieć biegunkę po lanym piwie przez 3 dni. Na długo zamknięty przyprawił Hrabszczan o stan nerwicy i depresji. Teraz znów czynny, niby taki sam, ale to już nie to samooo. Jest czysto, kufle lśnią, w kibelku pachnie morską bryzą, po piwie nie zanotowałam sraczki, a za barem brak Wujka Janka z jointem w zębach. Jak dla mnie góra 3 gwiazdki.
Lotny Pub Pod Wesołym Rastuchem:
Sklecony na prędce w stodole zacny lokal gastronomiczny z szerokim asortymentem tanich win i nalewatorów, podawanych przez dwie powabne barmanki. Bar wymyślony do super sound systemu, na którym bawiło się całe Hrabstwo i element napływowy. Cud, miód o orzeszki. 5 gwiazdek.
Pub Wulkan zwany Kozią Wólką:
za wytworną elewacją czekało równie wykwintne wnętrze. A była to dyskoteka. Na balet zjeżdżał się lud z całego miasta, acz uczęszczały też lokalne punki. Luksusowe towarzystwo przyjezdnych oraz wysokiej klasy muzyka bitu, który rozrywał uszy jakoś nie przypadła mi do gustu i chwalę sobie tylko jeden wieczór tam z koncertem Barnstormera. Niestety Kozia Wólka leżała tuż na skrócie z Kutibaru i dziwnym trafem wydłużała powrót do domu o kilka zasnutych mgłą godzin w oparach tłustych fajek, w oparach wódki. Lokal później usiłowała reanimować Matka Polka z Ojcem Czechem i ludźmi dobrej woli i zrobić weń pankowo-regałową knajpę koncertową. Poza wieloma powodziami, wpadnięciu sufitu z I pietra na parter, utopieniu mnóstwa kasy i zeżarciu nerwów oraz wielu alkoholowych posiedzeń, nic z tego nie wyszło. Pół gwiazdki.
Barani Rynek und Kozi Rynek (przejściowy brak foto):
punkty zbiorcze spragnionych wybitnie popularne w ciepłych porach roku. Barani Rynek znajduje się na przeciw sklepu Małgośka i tętni życiem w oczekiwaniu na otwarcie podwojów przez sklepową już od 5 rano. Rynek Kozi to placówka wizawi starego sklepu EjBiSi, który został przeniesiony do Bryły Doktora Kurmanbajewa. Tutaj spożywa się wieczorami.
Fanatycy:
Ławka na placyku przed blokiem Miśni i Skubiego. Widniał na niej wyskrobany kluczem napis "Fanatycy (z datą, jaka to była data???)", wszyscy zbierali się "na Fanatykach". Niedawno placyk został odnowiony i wymieniono ławki. - Kurwa, demontują nam Fanatyków! - perorował Seba per fołn. Chciał ocalić kultową deskę z napisem i wmurować ją w godne miejsce ku pamięci, cum bajszpil na mojej działce. Niestety, nie zdążył i drewienko zamieniło się w proch w czyimś piecu :(
Bryła Doktora Kurmanbajewa:
Wodopój Hrabszczanina AKA sklep spożywczy z przeterminowanym nabiałem, ale przecież nie po to tam chadzamy. Przybytek w kształcie figury niemożliwej, mnogo kanciasty i zawijaśny, pomiędzy trapezem a elipsą. Za jednym lub nawet dwoma jego winklami (ciężko to ustalić w tej nieziemskiej geometrii) znalazło się miejsce na szumnie nazwany "ogródek piwny", którego wyposażenie stanowi płot, połamany parasol rodzinny, resztki krzeseł z pcv i przynajmniej 1 nieprzytomny stróż spożycia. Wracając do wnętrza, poza dekoracjami ze zgniłego kalafiora i półpłynnych pomidorów, znajdziemy tam pokaźny segment alkoholowy, zdolny zadowolić najdelikatniejsze podniebienie i najgłębsze gardło. Miejscowy lud bałwochwalczo wielbi tego bożka, najgromadniej przed 21.00, ustawiając się w rytualnym ogonku, w którym przebiera niecierpliwie nogami, czekając na upragniony zakup bez paragonu. Zapominalscy o godzinie "W" gnają do rzeczonej kapliczki w piżamach i podomkach, bo następną stacją nawadniania jest dopiero Orlen, zwany po wieki wieków Petrochemią.
Petro vel Orlen:
Świątynia wybudowana na wjeździe do HR, nie pozostawiająca wątpliwości, w jakim kierunku Hrabstwo się rozwija. Cel pielgrzymek, choćby na kolanach. Wierni z okolic ochoczo nabywają tam dewocjonalia w postaci puszek i butelek wypełnionych różnymi cieczami, słynna jest cudowna woda ognista z Noworudzkiej, która niejednemu przywróciła władzę w rękach i nogach lub wzrok (po to, by mu to później bezpardonowo odebrać). Pomimo niedoskonałości w wyposażeniu (kto to widział, żeby pić wódkę z jajka-niespodzianki!) i upiornej inwentaryzacji po północy, na którą człowiek zawsze musi się nadziać, ostatnia deska ratunku dla spragnionych i kierunek spacerów przez park po nocach.
Były sklep Społem:
W każdej szanującej się wsi musi być jakiś GeeS lub Społem. Historyczny bastion socjalistycznej gospodarki, tutaj dostał się w końcu w pomalowane krwistą czerwienią kapitalistyczne szpony prywaty pod postacią 70-letniej kierowniczki o wyglądzie Dolly Parton. Ta sprytna obserwatorka wtopiła się niepostrzeżenie w krajobraz HR, obsługując z petem w różowych ustach i wydłubując żar z ciasta. Mówi wszystkim po imieniu i wykasza konkurencję, ale ma tę wadę, że jest czynna tylko do 18-tej. Warto zauważyć, że podobnie jak obiekty stawiane na starych, indiańskich cmentarzach, ten lokal przyciąga dziwną energię. W tym przypadku oryginalne szefowe. Poprzedniczką Dolly (zwanej pieszczotliwie Burdel Mamą) była niejaka Nietoperz, Jej Opryskliwość, której zimą co noc złośliwi klienci zalepiali szczelnie podwoje śniegiem lub lepili z tegoż tworzywa gigantyczne fallusy na wejściu.
Pajowóz : (przejściowy brak foto)
warsztat rzemieślniczy Paja (stolarza Gepetto). Często napadany przez konsumentów rarytasków z Bryły Dr K. z racji sąsiedztwa z przybytkiem oraz za sprawą miłego właściciela. Popełnia się tam konsumpcję trunków
wyskokowych i mieli wióry w zębach. Nieobojętny jest poziom stężenia halucynogennych lakierów do drewna, którymi można się gratis nakirać. Do tej pory tajemnicą jest owiana zagadka, że w takich warunkach obaj stolarze z HR mają jeszcze wszystkie palce u rąk i podejrzewa się, że przyklejają je sobie na vicol w domu.
Ławka z oparciem w parku:
kiedyś oblegana, teraz mniej popularna i zdominowana przez koczkodany z Cechu Rzemiosł Różnych, którzy pozostawiają po swoim piciu straszną syfozę śmieciową, bo mamusia nie nauczyła w domu, że odpadki wrzucamy do śmietnika. Jedyna ławka, której miłościwi działkowicze nie ukradli zaraz po wmontowaniu. Onegdaj teren spotkań alko i randez vous.
Kółko:
centrum Osi. Sąsiaduje z placem zabaw, co ma swoje walory, bo można jednocześnie mieć na oku swoje dzieci i zarazem się beztrosko najebać. Pole do popisu wszelkiej maści konfidentów, którzy radośnie dzwonią z interwencją na policję, łypiąc zza firan okolicznych okien. Kiedyś na Kółku mieliśmy wakacyjne pole namiotowe, odpowiedzialne za szereg inicjacji alkoholowych, tytoniowych, butaprenowych i seksualnych oraz nielegalne wypady do Jarocina (pod przykrywką wycieczki z kółkiem oazowym).
Telemurek:
nasiadówa za Bryłą i kioskiem, pozostałość po bazie TP. Bliskość monopolowego gwarantuje spokojną degustację win krajowych i telefon na gliny za sprawą wiedźmy, która mieszka nad Impulsem. Miejscówka przeważnie leżąca, kuszetki wliczone w cenę postojowego.
Sztuka etniczna mieszkańców HR:
Lud tubylczy wsławił się w wielu dziedzinach sztuki na przestrzeni tych, pokrytych pyłem górniczym, lat. Przed wieprze rzucono tak lśniące perły, jak wspomniana wyżej Bryła Doktora Kurmanbajewa (architektura dadaistyczna), szyld sklepu Szyk (przewrotny abstrakcjonizm), koncerty Rusłana na schodach ABC (pieśni bardów), murale Witka (cukierkowe reggae) i wiele innych.
Jednak na szczególne odnotowanie zasługuje ikona punk rocka – zespół Colana Romana:
samorodny talent w postaci boysbandu złożonego z Panczola, Bogusia, Skubiego, Globusa i Kuby.
Tutaj Babcia Miśnia utnie sobie małą drzemkę i pozostawi fragment w budowie, bo muszę się udać do tych dziadków, by zasięgnąć dokładnych informacji o genezie powstania Colan, funkcji w zespole poszczególnych osób i dat koncertów.
Zdjęcia archiwalne, zresztą ukradzione od Panczola, znajdziecie w Fotogalerii Nienormalnej.
No to może przejdę do schyłku kapeli. Oficjalna wersja powodu rozpadu Colan (plotki o osteoporozie są bzdurą!) to fakt, że nie mogli sobie poradzić z tysiącami gruppies.
Dalsze drogi kariery chłopców były zawiłe i poplątane jak jelito cienkie Lucyny B.
Skubi:
przez kilka lat występował w pubach Glasgow. Śpiewałby do kotleta, ale z braku tego dobra w krainie skner i McIntosha, mógł śpiewać co najwyżej do polskiej wódki (która była zresztą bezpośrednią inspiracją jego wokaliz) . I zaglądać kobziarzom pod kilty, wijąc się zamroczony na parkiecie jak Iggy Pop. Niestety, został wysiedlony z wyspy, gdy po wypuszczeniu pierwszego demo, wszystkie szkockie owce wygoliły się na irokeza, a potem rzuciły z klifów do śmierdzącego oceanu, szukając czopka opiumowego. Na skutek tej ekonomicznej katastrofy, Szkoci załamali się nerwowo, zaczęli wydawać oszczędności i zamienili spódniczki w kratę na złote mini o kroju bombki.
Globus:
jak wiemy z opisu jego mitycznej postaci, wyruszył w eksport po Europie i krajach III świata oraz galaktyk ościennych. Liczył na podbicie rynku muzycznego i wypełnienie luki w szołbiznesie pomiędzy dorobkiem Cher a muzyką działającą stymulująco na wzrost kukurydzy pastewnej. Jednakże jego trudny charakter (jakiego nabawił się podczas striptisu na wspólnych, 70-tych urodzinach Edyty Górniak i Violetty Villas) był dramatyczną przyczyną wielu konfliktów z szefami wytwórni na całym globie. Nie wyłączając wytwórni gumowych zabawek w Kostomłotach. Obecnie podobno chałturzy w lokalach dla transwestytów w Kinszasie.
Panczol:
sukces uderzył mu do głowy do tego stopnia, iż uwierzył, że dobrze mu w zaroście. Zapuścił włochate wąsy jak Wołodyjowski i brodę w stylu późnej samicy Z. Perza z kiosku. Choć wizerunek Rasputina początkowo nawet dobrze się sprzedawał w Bravo Girl, to odkąd w rankingu na najseksowniejszego idola, wyprzedzili go Piotr Kupicha z Jerzym Połomskim, świat zapomniał o Panczolu. On sam utknął na tournée w Białej Podlasce. Żyje z tantiemów swoich utworów, które raz na kwartał puszcza Rozgłośnia Radykalnych Neurochirurgów.
CDN. !!!
Otóż, Droga Wycieczko, ponieważ jestem debilem technicznym i nie wiem jak to poskładać w tym blogu, żeby zmieścić tu wszystkie foty z Hrabstwa, muszę zrobić kolejną podstronę z fotogalerią zakazanych twarzy tubylców. Jednocześnie apeluję do wszystkich, którzy posiadają jakiś kompromitujący materiał foto o przesłanie na siostrzyca@gmail.com lub dostarczenie osobiście do chatki na kurzej łapce. Strony są stale aktualizowane więc zapraszam. Poniżej galeryja Hrabstwa Rusinowa:
|
Brama do Hrabstwa |
|
Maxi-Kaz - zimny jak polodowcowy głaz |
|
Słońce w HR świeci cały rok |
|
pamiętacie jeszcze gwiazdę? | | |
|
|
|
|
była też "wioska indiańska" |
|
|
|
wilcy |
|
jeszcze obie kule i barierki z tyłu. Inżynier niesie M.Polkę :)
|
| | |
|
| Brama - drzwi do lasu
| | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | | |
|
|
barany powietrzne |
|
dzieci na wypasie |
|
pies na babę |
|
zieloność |
|
w drodze na Zagórze |
|
pola na południu HR |
|
wołki poszły w ljes a tam pritcet szatan |
|
prawie żaba |
|
muchy bzykają |
|
Starodzieje |
4 komentarze:
Ach, jak tu pięknie!
Stare dzieje:)
pumpkin baj Kris!
Jako małżeństwo i tak stanowicie jedno ciauo. waszych imion używamy tylko dla urozmaicenia :)
Prześlij komentarz