niedziela, 8 marca 2015

142 - Miesiączkuje woźna, będzie zima mroźna.


Ponieważ po ostatnim poście dostałam od Was wiele telefonów i sms-ów (głównie z pogróżkami), to piszę.
Zresztą i tak nie mam nic innego do roboty, bo jestem jak zwykle w pracy:

Ponadto będąc osobą niezwykle przywiązaną do tradycyjnych wartości, muszę dzień święty święcić i się bardzo oszczędzać, wszak dziś 8 marca.

Pamiętacie jeszcze tekstylną sromotę i krwiożercze galoty? O TUTAJ (klik).
Otóż ostatnio zadebiutowałam po długiej przerwie w kupowaniu ciuchów na Allegro. Pauza wynikała z tego, że wszystkie moje ciuchy wyglądają dokładnie tak samo i przez to w pracy myślą, że się nigdy nie przebieram, a w domu wiecznie stoję przy zlewie i nawet Modest Amaro nie jest mnie w stanie zmusić, żebym oddała fartucha. Ostatnio śmiałyśmy się z Olą, że możemy na spokojnie zgrywać przed swoimi facetami takie oszczędne panie domu, co to kasy na pierdoły nie wydają, bo jak już coś sobie kupimy, to jest to identyczne z tym, co kupiłyśmy ostatnio i mężczyzna w tym swoim upośledzeniu płciowym i tak nie zauważy różnicy.



No ale wracając: najpierw trafiłam na jakiegoś totalnego amatora z 57 punktami za transakcje. Nie pamiętam już co tak przykuło moją uwagę, ale musiało być zajebiste, skoro zdurniałam do reszty decydując się na kupno u allegrowicza-nowicjusza z (dajmy na to) Kiełbaskowa. Zapłaciłam przez PayU, ale pan rozpłakał się w mailu, że nie wie co to jest i kasa mu na konto nie doszła więc on paczki mi też nie wyśle. Przez dwa tygodnie serwowałam facetowi kurs w odcinkach jak kursorem myszki wejść na swoje Allegro i kliknąć "zleć wypłatę". Gość był jednakże odporny na sugestie i dopiero po serii pytań w stylu: - czy jeśli wysłałby pan komuś pieniądze, a w tym czasie komornik zajął tej osobie konto, to uzna pan, że nie było wpłaty? Mon Dieu!

Potem spodobała mi się bluza, która była wizualnie ucieleśnieniem mody z "Gry o Tron" i "Wikingów". Już siebie widziałam w tym ogromnym kapturze, ze zwiewnym trenem z tyłu, że tylko dokupić łuk na militaria.pl i jestem w niebie i zawsze o krok bliżej do renty psychiatrycznej jak chodzi o gromadzenie kartoteki. Ale potem doczytałam cenę. Chyba wcześniej nie założyłam należycie okularów. No przegięli! I co z tego, że była uszyta z jakiejś futurystycznej pianki? Ostatecznie sama sobie taką skroję, jak dopadnę obszerny kostium płetwonurka. Zadowoliłam się substytutem z bawełny i czekam i wiem, że przy moim szczęściu przyślą mi jakiś chujowy abażur...


A potem kupiłam sobie spodnie. Które niestety nie dały się naciągnąć nawet przy użyciu palety masła z makro. Więc postanowiłam zmienić niniejszym moje nawyki żywieniowe i np. dziś do roboty wzięłam sobie tylko jakieś 2 łyżki sałatki, zjadłam to już dwie godziny temu i zaraz tutaj oszaleję... Ale jak schudnę, to wiecie: będę musiała wyrzucić wszystkie moje ciuchy i zacząć kupować mniejsze i tą myślą się pożywię. Zamiast chleba i ziemniaków.

Odczekałam trochę. Nie działa. Strasznie chce mi się jeść.

Muszę sobie zająć czymś głowę więc nawiązując do poprzedniej notki, przypomniała mi się scenka, jaką dawniej opowiadała moja mama. Kiedy byłam na tyle mała, że dopiero uczyłam się mówić, pojechaliśmy na Mazury odwiedzić rodzinę. Po dojechaniu pociągiem, rodzice złapali taksówkę. Jedziemy w taxi i w pewnym momencie mijamy jezioro, na co ponoć wykrzyknęłam z wielkim podziwem:
- Ale wieeelka WÓDA! 

Jak chodzi o różnego rodzaju faile, to odkąd zatrudniłam się w obecnej firmie, zdarza mi się wracać "okazją" już dosłownie wszystkim: kontenerowcem, śmieciarką, zamiatarką, piaskarką. Ale ostatnio weszłam na nowy level: auto firmy zajmującej się dezynfekcją, dezynsekcją i deratyzacją :)


P.S. JEŚĆ!!!

Idę pogrzebać w odpadkach więc bye!
A na koniec krótki komix o Lucjanie:

GRY