piątek, 8 lipca 2011

99 - kino familijne


Dzieci mają tak upiorną fazę, że w tych okolicznościach podniecanie się urlopem jest równie słuszne, co wiara w to, że zespoły Habakuk , Happy Sad czy też inna Majka Jeżowska rodzimej sceny reggae, zaczną wreszcie grać muzykę dla dorosłych ludzi.


Ja nie wiem, może już przekwitam, ale drażni mnie absolutnie wszystko, własne dzieci w szczególności. Widzę dwa obce ciała, które łażą za mną w kółko, waląc się po twarzach, piszcząc, miaucząc, bucząc i bijąc rekordy w robieniu mi na złość. Jeśli więc jakimś cudem uda się nam wyjechać, perspektywa zsyłki z istotami, które polane wodą z jeziora mogą zacząć zachowywać się jeszcze bardziej jak Gremliny, wydaje się przerażająca. 

Zwłaszcza, że doświadczenie poprzednich wakacji uczy, iż żadna ilość alkoholu wypita w województwie wielkopolskim, nie jest w stanie zwalić człowieka z nóg, ani nawet mu tych nóg zwatolić. Pewnie dlatego rdzenna ludność ma ład i porządek w obejściu, na ulicach nie walają się odpadki, nie zalegają żule, wszyscy chodzą uśmiechnięci, a gwarą zaciągają, bo zwyczajnie nie potrafią bełkotać.


No, niestety -  jestem z innych szerokości geograficznych. Już mnie boli, gdy pomyślę o jedynej opcji zresetowania się pod postacią gry do upadłego w chińczyka, małpki i labirynt. Z rozrywek czekają mnie też liczne ucieczki przed naukowcami, bo jak tak na siebie patrzę, mogą mieć podstawy, by mnie uznać za brakujące ogniwo pomiędzy człowiekiem a Potworem z Loch Ness.


Na razie ściągam filmy polecone przez dobrych ludzi na fb. Jeszcze nie wiem kiedy będziemy je oglądać, bo jedyna pora to późna noc, kiedy dziewczynki z „Ringu” i Dejmian z „Omena” pójdą spać. Lecz przecież wtedy będziemy leżeć wycieńczeni w oparach dogasającego grilla.


Ale o tym Babcia Miśnia Wam opowie jak pojedzie i wróci. O ile pojedzie. I o ile wróci.


Buzi!

GRY