Pamiętacie dzwonki wietrzne dla alkoholików? Szlag je trafił na ranczo przez te wichury. Postanowiłam zatem zrealizować coś po linii, w miejscu bardziej stabilnym, w domu targanym co najwyżej wichrami namiętności i wyziewami alkoholowymi. Soł, jeśli ktoś pija w plenerze i robi to często oraz używa do tego kubeczków plastikowych, to płyną z tego dwa wnioski:
- na bank mieszka w Hrabstwie Rusinowa
- może zrobić sobie taki oto wiktoriański żyrandol:
OK, nie jest to lampa od Tiffany'ego, ale za to zajebiście kurz zbiera. No i w razie grubszej biby na ławce, po prostu wpadasz do domu, zrywasz ustrojstwo z sufitu i wtedy już do szczęścia zostaje tylko rozwiązanie spornej kwestii: kto leci na stację.
Jak już jesteśmy przy temacie, to jutro napocznę wreszcie flaszkę wódki, która przeleżała w lodówce równo rok (!). Ponieważ ci, co mnie znają, nie uwierzą w te 12 miesięcy, dodam, że to lodówka w robocie. Prawdą jest, że Wyborowa, która leżakuje od jednej do drugiej Wigilii pracowej nie jest tak szlachetna jak 10-letnia szkocka łycha, ale tylko ściany tej centrali wiedzą, ile razy miałam ochotę po nią sięgnąć w rozpaczy, choćby po to, by się tym oblać i podpalić. M.in. wczoraj, podczas tajfunu z deszczem, śniegiem i masą ludzi, którzy akurat w taką aurę, postanowili zrobić świąteczne zakupy i polatać po mieście. Ludzie z ławami, dywanami, ludzie z wadami wymowy („Pjosie na Świentej Bajbaji 9”, „Pszesz Pole 2”), ludzie pijani, zmoczeni, zmarznięci i wkurwieni. A po drugiej stronie łącza zdycha centrala z telepawką (gorączka), wadą wymowy (katar Niagara Falls), zmarznięta i wkurwiona, z nietykalną Wyborową 2m po prawej.
Lecz inni mają gorzej – taka pani świetliczanka na osiedlu w tym samym czasie zamknęła się od środka i zostawiła klucz w zamku, po czym poszła siusiu i urwała klamkę od klopa. Mam nadzieję, że nie oglądała nigdy przedtem „American Horror Story”, bo jednocześnie rozładował jej się telefon, a w całym Hrabstwie wysiadł prąd. Musiało jej nie być do śmiechu, kiedy ja już po horrorze w taxi, w romantycznie oświetlonym zniczami ABC kupowałam Zbójnickiego Grzańca, a ona przeżywała wc horror chłepcąc wodę z muszli i zagryzając mydłem.
Z drugiej jednak strony, ją uwolniono po kilku godzinach, a mi grzaniec nie pomógł i dalej trzęsę się w pracy, tym razem na nocce.
Może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego wirus, który wpada do chałupy, po przejściu przez dzieci dla dorosłych jest już 3 razy wredniejszy? Mam tylko niejasny trop, odkąd Jagoda stanęła przede mną i zupełnie poważnie obwieściła, patrząc mi stanowczo w oczy:
„ Mamo, ja nie jestem z tej rodziny, co ty i babcia. JA NALEŻĘ DO INNEGO GATUNKU.”
O tak, dziecko, bez wątpienia.
P.S.
w wolnych od użalania się chwilach szyję torby z winyli |
robię bombki z żarówek |
oraz powiększam populację wielorybów-piórników |