BLOGu ducha winny czytelnik znajdzie tutaj rozdziały z życia niestabilnej emocjonalnie, zdruzgotanej Matki Polki. W podstronach po prawej: 1.- opisy postaci pałętających się po opowieści czyli W TRAGI-KOMEDII WYSTĘPUJĄ. 2.- pole bitwy czy też MIEJSCE AKCJI - HRABSTWO RUSINOWA, kronika szalonych ziem. 3.- ZAKAZANE TWARZE TUBYLCÓW - fotostory obłędu. 4.- VIDEO archiwa herbu Rusinowa.
środa, 18 marca 2015
144 - A jego imię sto czterdzieści i cztery
Od razu dało się odczuć, że dziś Dzień Świętego Patryka. Facet w autobusie zajebiście śmierdział trollem.
Jechałam tak w smrodliwym potrzasku, uwięziona od strony szyby, a wkoło tańcowały w parze odór niemytej dupy i częściowo przetrawionego alkoholu.
W dodatku co chwila gość wyjmował COŚ z ucha. Bałam się odwrócić. Desperacko szukając powietrza obserwowałam w odbiciu szyby. Okazało się, że to aparat słuchowy, który to - gdy już udawało mu się odkleić to od ręki, usilnie przestrajał, sądząc po odgłosach: piskach i ćwierkaniu maszynki.
Pomyślałam życzeniowo: kurwa, facet, nastaw odpowiednio tak, abyś na jakiejś częstotliwości usłyszał moje myśli i błagam, przesiądź się na drugi koniec solarisa! Lecz niestety. Nie był to "Solaris" Lema, tylko zwykły miejski autobus linii nr 5 i żaden cud się tu nie wydarzył.
Jednak rozglądając się na boki, można było dostrzec pewne styczne. Pasażerowie falowali na zakrętach niczym cytoplazmatyczny ocean. Może tworzyli pewną formę inteligencji, jednak, zupełnie jak u Lema, nie sposób było zrozumieć ich tajemniczej natury i behawioralnego obłędu.
Konduktorka, jaką obserwowałam już wiele razy wcześniej, której miękkich, grubych ud nie gładził nikt od dawna, śmieje się rubasznie z charakterystyczną chrypą, flirtując z każdym potencjalnym adoratorem, który jest już na tyle nabity, że może zaryzykuje pytanie o wyskoczenie na jednego, może dwa, kiedy tylko tamta skończy swój ostatni dziś, nużący kurs. Ona ma odwagę i przewagę, ona handluje biletami. Małym pretekstem za dwa czterdzieści. Lub złoty dwadzieścia - za okazaniem legitymacji. To ona przecież podejdzie pierwsza.
Para: dziewczyna ładna, choć wyzywająca. Ma piękne włosy, układają się kaskadą na kurtce. Mówi szybko i agresywnie. On - już dawno oddał jej swój testosteron, bo wszytko inne też przepuścił. Nawet nie udaje, że się przejmuje, kiedy ona wyszczekuje tak, aby wszyscy słyszeli: - I pamiętaj, kurwa, że jak tylko, kurwa, wrócisz, a ja wyczuję od ciebie alkohol, to śpisz, chuju, na korytarzu! Jak chcesz się kurwa napić, to kurwa, napij się w domu! Jak człowiek.
W zasadzie zawsze w środkach publicznej komunikacji miejskiej czuję się jak na stacji badawczej. Jak na zesłaniu na taką stację, uściślając. Jak Kelvin albo Ellen Ripley. Tylko, że ja nie chcę, nie zależy mi na zrozumieniu, na odkodowaniu tych fal. Wolę pozostać na Nostromo, jeśli już naprawdę muszę tu być, w stanie hibernacji. Bo niestety jestem pewna, że każda próba porozumienia ze współpasażerami skończy się tym, że Obcy będą chcieli w najlepszym razie wpierdolić mojego kota. Chcę tylko wysiąść.
Wałbrzych nocą 17.03.2015.
(18 lat temu, wersja soft)
zawsze w tygrysie poranki
o nas rozmyślam przez szybę
znów miejsca oblepią wariatki
namolne spojrzenia fałszywe
panie w namalowanych paznokciach
panowie co seksualnie niesprawni
sprawdzają witalność w łokciach
trącając tych co nieładni
reagują zapachy zmieszane
a zwierzęta uśmiechają swe pyski
macaniem dziewczęta rozgrzane
autobus rozluźnia uściski
Wałbrzych świtem 1997
(18 lat temu, wersja hard. dla miłośników grafomanii)
Etykiety:
chore opowiadania,
ektoplazma,
fantastyka,
hipnoza,
potwory,
scenki
Subskrybuj:
Posty (Atom)