piątek, 20 marca 2015

146 - Cycek


Dzień dobry, Moi Mili! Czy czytają mnie również te potwory z autobusów? ;)
Dziś nie będzie kontynuacji moich przygód komunikacyjnych, bo takowe póki co ustały i późniejsze eskapady po metropolii przebiegały wyjątkowo spokojnie. Sądzę, że tamci pochowali się w swoich norach i czekają przyczajeni do ataku, który z całą pewnością niebawem nastąpi, jakem autochton Mordoru.

O próbach uduszenia mnie feromonem oraz przytrzaśnięciu przez olbrzyma przypominała mi dziś tylko Różowa Modliszka, malowniczo rozciągnięta na całej przedniej szybie "piątki", bo w takiej oto dziwacznej pozycji moja ulubiona konduktorka ostatnio podróżuje. Pomyślałam, że jest to kolejna próba wyeksponowania siebie w celu przyciągnięcia jak największej liczby potencjalnych ofiar jej przepastnego libido (mrrrau, kochaniutki! chonotu do mnie, to tylko 2,40...). Gdyż doprawdy, kiedy tak legnie obok kierowcy, nie sposób jej nie zauważyć.


Drugą głupią rzeczą, jaka przyszła mi do głowy w związku z jazdą po mieście było marzenie, żeby lektorem zapowiadającym przystanki był Johnny Radyjko, idealny przecież do tego anturażu. Wyobraźcie sobie to: 
"WYSOCKIEGO-Hej Halina!-Kto cię dyma, jak mnie ni ma!?-STARA KOPALNIA." Albo "PIŁSUDSKIEGO-Halo! Halo! Łączymy się z żołądkiem!-SZPITAL."
Lub "BYSTRZYCKA-Blada twarz! Okres Masz?-OSIEDLE GÓRNICZE."


To by był dopiero miód na moje serce w opresjach podróży, które w tym miejscu są zawsze równie niebezpieczne co np. gra w butelkę z Soplem.
....................................................................................................



Ale ja nie o tym dziś. Ja chciałam Was o coś najzupełniej poważnie poprosić. Chodzi o wsparcie - mentalne, duchowe, czarodziejskie - doprawdy, co kto lubi i w co wierzy, w batalii o cycek.

Właścicielką strategicznego cycka jest moja znajoma - Anuk:
autorka bloga rak to burak oraz jadaczka, które z tego miejsca polecam jak kurwa mać!

Anuk jest nie tylko posiadaczką cycka, a nawet dwóch (i chcemy, aby tak pozostało), ale również totalnie zrytego poczucia humoru i pozytywnego podejścia do świata, czym tłucze raka-buraka, jaki się do niej przypałętał, bo z pewnością nawalił mu gps. 
O - tak go właśnie tłucze!
Jeśli poczytacie Jej bloga, to zobaczycie jak bez zbędnego patosu, za to z ogromnym dystansem i humorem idzie jak burza przez różne nieprzyjemne etapy swojej drogi do wyzdrowienia i komnaty nieprzyjaznego NFZ-u pełne poczwar i dobrych wróżek, wlewów magicznej many i ciuciubabki z Kostuchą. 

I teraz do sedna: 23 marca - w poniedziałek Anuk wchodzi w kolejny level i przejdzie operację. Od tej operacji zależy wiele (głównie jak chodzi o raka-buraka, bo będzie się musiał natychmiast, dziad jeden, wyprowadzić) więc kto może, niech pośle w Jej kierunku najlepszą energię, jaką zdoła wygenerować. 
Technika dowolna: można trzymać kciuki, mamrotać mantry, zarżnąć czarnego kota o północy (jak coś, to mam jednego pożyczyć), pluć przez lewe ramię, urządzić imprezę w intencji wyzdrowienia, palić marzannę, wznieść toast, pomodlić się, ciepło pomyśleć... Tak, aby wszystko się powiodło i - nie ukrywajmy, co by nie zwiała spod sali operacyjnej, bo właśnie napisała, że potwornie boi się narkozy :)

Ania! Ja wiem, o czym Ty myślisz, bo nigdy nie zapomnę sceny rodem z psychiatryka, kiedy pół niemieckiego szpitala ginekologicznego usiłowało schwytać moją siostrę, która na 5 minut przed laparoskopią dowiedziała się, że to jednak pod narkozą. Śmiechu było co niemiara, kiedy tak gnała w kitlu składającym się tylko z przedniej części, skacząc przez szpitalne łóżka jak przez płotki, za nią pielęgniarki i lekarze krzyczący po niemiecku, a za nimi ja z maszynką jednorazową, usiłująca ją "tam" ogolić na sucho... Ach - wspomnień czar!

To jak - pomożecie w poniedziałek????? Możecie zacząć już teraz!

GRY