czwartek, 14 października 2010

XXXI – Panowie, zdrada! Jesteśmy w dupie.


Padłam ofiarą spisku i podłości.
No bo po kiego prącia hartowałam ci ja dzieci me? Po co strzelałam kółka po parkach, lasach, zdrożach i bezdrożach. W słońcach, mrozach, deszczach niespokojnych, w potargany sad.

Odmrażając zad.

Wystawiam każde powite dziecko na wielogodzinne interakcje z atmosferą i stratosferą. Ciągnę się po plenerach, wózkiem pancernym, chustą lnianą, ręcamy własnymy, wożę, noszę, saneczkuję. Rżnę lasy maczetą i zdobywam z młodymi szturmem okolicę.
Od pierwszych godzin po porodzie, niemalże wlokąc jeszcze łożysko (nie mam czasu tego rodzić, zaczepi się o chaszcze - samo odpadnie), w koszuli szpitalnej w fatalną żyrafę, zielonej.
Z wytryskiem mlecznym, z mymłonem rozdartem. Codziennie. Nawet jak inni nie wychodzą. Mnie do domu z dziećmi mogą zagnać tylko ciemności. I to zasadniczo dlatego, że po omacku boję się przyprowadzić ze sobą jeszcze jakieś obce dzieci, które skoro przyniosłam, wypadało by pokochać i wychować jak swoje.

Miast się szlajać w zaspach i błotach, umęczona acz ambitna, prozdrowotna;
miast odziewać w cienkie kurteczki gdy na dworze latają niedźwiedzie polarne;
miast machać krucyfiksem przed antybiotykiem i pilnować coniennego zeżarcia po bananie: mogłam tabor dzieciów trzymać w domu, a sama bez stresu i naporu zająć się czymś ważkim, ważnym, pożytecznym.
Mogłam tkać gobeliny, lepić gremliny z plasteliny, smażyć halibuta. Na ten przykład.

To wszystko ściema i hochsztaplerka. Ludożerka chce cukierka.
Wystarczył miesiąc szkoły i od 1 września mam na wychowaniu Mikroba. Hart ciała wziął w łeb. Bo szkoła = spustoszenie w domu, zarażanie siostry, zarażanie matki, dziadków zarażanie, bulgot gluta oskrzelowego, bankructwo ogłoszone w aptece, odflegmianie pomiędzy powtarzaniem kolejnych wersów wierszyków religijnych na piątek, zwątpienie, szczekanie kaszlem, walenie barana w elewację przychodni. Niepuszczenie dziecka do szkoły. Puszczenie dziecka. Czyli strzał w stopę. I cały proces od nowa.

Ja nie jestem przyzwyczajona. Czego wy chcecie od mojej rodziny bakterie, wirusy, roztocza, drobnoustroje, czego? Nie mam pieniędzy, akcji, wpływów. Powtarzając za Bruce'm Wszechmogącym: wracaj skąd przybyłaś, małpko z dupy!
Zgiń, przepadnij, zła mordo mikroba! Ja chce znowu spać po nocach.

Chujnia z mujnią z patatajnią.

Brak komentarzy:

GRY