Od czego tu zacząć? Acha, szukam pracy w trybie pilnym. Tryb jest pilny jak taksówka w środku wigilii, kiedy akurat w tej samej minucie dzwonią setki ludzi, jeździ kilkudziesięciu kierowców, a ja cierpię za miliony jak ten Konrad Wallenrod. Różnica między nami drzemie w tym szczególe, że on cierpiał na szczycie Mont-Blanc, a ja w środku centrali; Wallenrod chciał cierpieć, a ja to po prostu Wallę.
Ja to proszę Państwa wręcz pierdollę i nie mam już sił ani nerwów walczyć z buractwem wałbrzyskim, polskim, ani nawet pozaplanetarnym.
Ten grudzień, ten zły jak pies Baskerville’ów czas, odebrał mi cały deputat cierpliwości wobec innych bytów. Nie mogę już znosić więcej upokorzeń od bezimiennych chamów, nie chcę przenosić tych wstrętnych emocji na moje dzieci, nie chcę być dla nikogo spluwaczką i nie potrafię dalej udawać, że mnie to nie dotyka. Trudno uwierzyć, jakimi gnojkami potrafią być ludzie, jak lubią obrażać, wyżywać się i jak ciężko przychodzi im najmniejsza serdeczność. Dlatego ten post dedykuję pozytywnym w środku tych piekieł: Kasi, Miśce, Ani, dziewczynom z 19-tek i jednemu z nielicznych normalnych kierowców – Wojtkowi.
Marzy mi się praca testera różnych urządzeń, wytrzymałości sprzętów.
Wiecie – przytulna sala, a ja przez 8 godzin kontroluję jakość produktu, sprawdzając po ilu rzutach o ścianę zbije się wazon, ile tysięcy razy trzeba trzepnąć drzwiami, żeby wypadły z zawiasów, jak długo trzeba skakać po materacu (lub kliencie taxi), żeby zamienił się w wióry.
Tak sobie myślę, że po kilku latach takiej twórczej destrukcji, może zeszłoby ze mnie to nabuzowanie, które kwitnie w najlepsze Kwiatami Zła od dawna. A jestem wypełniona do granic Złym Powietrzem, również biorąc pod uwagę, że ostatnimi dniami (i nocami) odżywiam się głównie pierogami z kapustą i grzybami + sernik + sałatka + grzybowa + piwo…
To by było na tyle, chyba. Bo brak mi odnośników, żeby opisać czar przedświątecznych torped rodzina-rodzina, ja-praca, ja-praca-rodzina, ja-praca-rodzina-nie-odzywam-się-do-mojego-faceta, ja-brzoza-ja-brzoza itd.
P kropka Es:
nie polecam wódki Luksusowa (?) Dzika Jeżyna. Niestrawna szczyna. Lepsza już dzika zwierzyna (oglądana w naturze) lub Grzegorz Jarzyna ze Szczecina. W każdym razie, jak tylko osuszę tę podłą butelczynę, idę na pobliski Mont Blanc, jedną z wielu zasp pod moimi oknami, gdzie po Wielkiej Improwizacji, Dewiacji i Defekacji, udam się na upragniony sen.
3 komentarze:
Amen.
lecz w jego zgniłym wnętrzu
wypełnionym złym powietrzem
żył poczciwy safanduła
który bajki dzieciom snuł
i co było dalej z nimi
tego się domyśli nawet
niespecjalnie rozgarnięty
muł
Hu de fak wstaje o 6:03 żeby napisać AMEN??!! Zero współczucia Anonimie. Pewnie jesteś jedną/jednym (bardziej stawiam na Ą niż YM) z tych chamów co to taksówki u Miśni w święta zamawiają.
Hu de fak komentuje blogi o 3:54? Jeeezu...
Prześlij komentarz