niedziela, 13 marca 2011

81 - Matka Polka disneyowska


Jak na ironię, spośród wielu Matek Polek, akurat mnie wrobiono we freski naścienne w klasie „0”. Trzeba było siedzieć cicho i się nie wychylać, albo na pytania dotyczące prac ręcznych, wystawiać trzęsione początkami delirium tremens ręce. Głupia, głupia Matka Polka!

Teraz mam. Siedzę pogrążona w centrum świata Walta Disneya i czuję się jak Wednesday w II części „Addams Family”, kiedy jej zgotowali koszmar i zamknęli w disnejowskiej chatce, aby nauczyć ją grymasu uśmiechu. Bo muszę ubazgrać wielką ścianę w postaci z kreskówek. Przecież to do mnie w ogóle nie pasuje.

Trza to wszystko najpierw naszkicować na papierze. Jednocześnie kończę 3 sezon „Sons Of Anarchy”, właśnie prują facetowi bebechy, a ja dopieszczam szkic Królewny Śnieżki i rysuję słodkie zajączki w krzaczkach.  Jakoś bardziej bym wolała ilustrować fragmenty bajek braci Grimm. 

„Była sobie pewna kobieta, która miała trzy córki. Najstarsza nazywała się Jednooczka, bo miała tylko jedno oko na środku czoła, średnia – Dwuoczka, bo miała dwoje oczu, jak wszyscy ludzie, najmłodsza zaś – Trójoczka, bo miała troje oczu, z których trzecie tkwiło także na środku czoła, że zaś Dwuoczka wyglądała jak wszyscy ludzie, siostry i matka nienawidziły jej.”

Czy nie byłoby ciekawiej?

„Jutro wczesnym rankiem wyprowadzimy dzieci do lasu, gdzie jest najgęstszy, rozpalimy im ogień i damy każdemu po kawałku chleba. Potem zabierzemy się do roboty, a dzieci zostawimy same. Nie znajdą drogi do domu, a my będziemy od nich wolni. – Nie żono, powiedział mąż, - nie zrobię tego, bo serce mi pęknie z żalu, że dzieci w lesie zostawiłem, aby wnet rozszarpały je dzikie zwierzęta. – Ty głupcze, powiedziała, - W takim razie we czworo zdechniemy z głodu. Możesz zacząć heblować dechy na trumny - i nie dawała mu spokoju aż się zgodził.”

Albo:

„Poszedł więc do dziewczyny i rzekł: „Drogie dziecko, jeśli nie odrąbię tobie obu rąk, uprowadzi mnie diabeł. W strachu mu obiecałem, że to zrobię. Pomóż mi w biedzie i wybacz mi zło, które tobie czynię.” Ona zaś odpowiedziała: „Drogi ojcze, róbcie, co chcecie, jestem waszym dzieckiem.” Wyciągnęła potem oboje rąk i dała je sobie odrąbać. Diabeł przybył po raz trzeci, lecz ona płakała tak długo na swe kikuty, że mimo wszystko były nieskazitelnie czyste.”

To były prawdziwe bajki! Krew sikała, trzewia wylewały się z każdej kartki, dziewczynka z zapałkami śmierdziała prawdziwą spalenizną i dzieciaki po takim rozdziale na dobranoc ani myślały wychylić nosa spod kołderki, a nie – jak teraz: jeszcze jedną bajkę mi puść, siku muszę, głodna jestem, spać nie mogę itd. 
To były bajki dla prawdziwych twardzieli. Fabuła nie pozostawiała złudzeń co do prawdziwej natury tego świata. Żaden dzieciak nie lazł w krzaki za obcym za lizaka, bo nawet niepomny ludzkich podłości, bał się spotkania z czarną wołgą.

Szacunek do rodzica był. Dobrze wiedział taki berbeć, że jak matula z ojczulkiem serwują mu takie powiastki na dobry sen, to może lepiej nie zachodzić im za skórę, bo a nóż-widelec zapragną zainscenizować taką baśń w realu.
Miało to przesłanie, miało to sens, a teraz co najwyżej Teletubisie mówią pa pa.

Dobra, spadam, bo spieprzyłam nosa Arielce i muszę ponaprawiać.
Żegnam ozięble.

Brak komentarzy:

GRY