niedziela, 17 października 2010

XXXIII – czynnik bezPSI

Z psów pozostał mi tylko pies Pawłowa. Nie potrafię opanować odruchów wychodzenia z psem, nalewania świeżej wody psu, poszukiwania psa, nasłuchiwania i w ogóle co zrobić z częścią obiadu, która lądowała w misce, żeby było miło psu. Którego nie ma. 

Po dwóch dniach coś zaczęłam widzieć na oczy. Niestety głównie widzę Brak. I Pozostałości. No bo jak tu uprzątnąć kojec, smycz, miskę, pozbyć się?
To zupełnie bez sensu i to zupełnie nieodpowiedni moment, ale łapię się na szukaniu ogłoszeń o psie w internecie. Takim samym, chociaż to oczywista pułapka, bo drugiego takiego nie ma. Głupi syndrom zasiedlenia kojca, żeby nie rozpamiętywać. 

Ale jaki zwierz tak pokocha moje dzieciary i stado kotów? Która spanielica będzie tak pozytywna, cierpliwa? która z miłości dostanie pokarm i wykarmi kocięta? Która napije się ze mną piwa dla towarzystwa i nigdy nie będzie miała mnie dość? Wolałabym mieć ją naprawdę, a nie już tylko w formacie jpg. Tak więc poszukuję klona. Mission Impossible!

No i dla zainteresowanych, wczoraj po osiedlu, w deszczu biegało takie coś za mną (po to chyba, żeby mi już całkiem serce w plasterki pokroić jak salceson), piękny pies, podobny do akity, albo komuś zwiał, albo ktoś go wyrzucił:


Ku pokrzepieniu serc:







Brak komentarzy:

GRY