piątek, 22 października 2010

XXXV - RODEO

Tęskniliście? ;)
Całe 4 dni bez posta, normalnie detox. Ale już, już odpalam Mogiłła Fajerfox, lepię baner, piszę pierdołły.

Istotna informacja: chyba mam pomysł na opanowanie histerii religijnej u córki. O radę spytałam Żuka, w końcu jako stary metal i szatanista powinien mieć swoje szamańskie metody. Odprowadzaliśmy akurat dzieci do klasy, kiedy córka nie chciała oddalić się spod tablicy o tygodniu papieskim, czy jakoś tak, bo pragnęła mnie koniecznie zaznajomić z matką Jezusa (Hi, Miśnia! Hi, Maryja!).
Żuk zawyrokował egzorcyzmy. Wszystko mu się w tej metalowej głowie pomieszało! Widać, że dawno nie praktywkował zażynania kur w świetle księżyca, bo przecież egzorcyzmy, to wyganianie Złego i przywoływanie Dobrego. Złu z dobru mu się porypało. Ale dał mi trop jak dr Wilson Hous'owi. Odprawię egzorcyzmy do góry nogami, powinno dać rezultat. Co prawda będzię ciężko, bom na bakier z gimnastyką i od dawna nie byłam na wspinaczce, ale poświęcę się (tfu!).

Z przeżyć religijnych, to Kocuru doznał wiek chrystusowy. Chcieliśmy go ukrzyżować, ale osobiście się wystraszyłam, że ktoś buchnie krzyż z Kotem i schowa do kancelarii Bronka. A skoro nie mam kasy, żeby jechać po upatrzonego psa do Strzelina, to skąd wezmę na kota z Warszawy?
Poza tym nie wiedziałam jak on ma odsunąć głaz narzutowy z parku, jak go schowamy w grocie na 3 dni. I był problem ze znalezieniem Łazarza, mieliśmy tylko kilku łgarzy tudzież łazanki.
W końcu zrobiliśmy najazd na chatę Eli, ale jak się ma w domu dwójkę dzieci z zapaleniem oskrzeli, to się trzeba szybko zwijać w pielesze i oddawać uciechom odflegmiania.
Więc Kot uznał, że biba ma się odbyć w sobotę. Świnia – wie, że mam wtedy nockę.

Oto foto. I kocurówka od Dudków :)

młode lico starego Kota
strach na lachy

szalona Kapelusznica
jubilat chwali Pana

Jest zimno i wczoraj spotkała mnie zamieć śnieżna. Coś strasznego. Nie ma słońca, nie mam gdzie wieszać prania! Pozostaje mi zmusić się do wypadów na strych. To stanowczo za wysoko i za daleko. Moje uśpione jak niedźwiedź w gawrze mięśnie nóg nie są gotowe do takiego wyczynu.
Uprawianie tego sportu jest dla mnie równie abstrakcyjne jak propozycja położnej, kiedy wiłam się wijąc (powijając?) Kalinę, żebym sobie na piłce gumowej z uszami poskakała. Co ona paliła? - pamiętam, że pomyślałam wtedy nim zamordowałam ją wzrokiem. Jakaś niewidzialna siła właśnie przybiła mi podbródek do klaty, jak na loopingu, ruszyć się sposób na madejowym łożu, a babie się wydaje, że mam siły i humor na festyniarskie dyscypliny sportowe i gumowe podskoki po korytarzu przy akompaniamencie chlupoczących wód płodowych. Już się widzę jak wymachując pępowiną niczym lassem oddaję kolejny sus krzycząc IHAAa!
Już się widzę, jak biegam na strych z trzema misami prania dziennie.

Oddajcie mi lato!

drzewo z głową kota
brodata dziewczynka
Kalina miłuje jesień
parafutro

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Masz(niestety?!?!) bardzo trafne spostrzeżenie i świetny język:-)
Pisz więcej!!
a może jeszcze Miejsce Akcji:-))))?

panna z Miśni pisze...

Dzięki za komplementa, które niczem balsam na moją czarna duszyczkę!

Wszyscy wiedzą, że jestem łasa na pochlebstwa, gdyż one oraz krew młodych dziewic (o którą niezmiernie ciężko w tych czasach) utrzymują mnie w wiecznej młodości i urodzie ;)

Pomysł z Miejscem Akcji jest genialny i bezpardonowo go wykorzystam. Padam do nóżek!

GRY