Jeżeli rzeczywiście niebawem ma się ziścić koniec świata, to u mnie skumulowały się wszystkie tego zjawiska objawy i zapowiedzi. Jeśli oczywiście przyjąć, że tak podniosłe wydarzenie ma zapoczątkować m.in. dzika sraczka.
Albo Bóg się wreszcie skroił, że za nim nie przepadam i teraz serwuje mi próbkę swojego dziwnego poczucia humoru.
A może to jakiś quiz z 6 obejrzanych sezonów House'a?
Wiem, że pisanie w kółko o chorobach jest błahe i nużące. Ale jakoś nic innego się ostatnio mnie nie ima. Wszystkie cholery się uwzięły i lgną do mnie, przy czym teraz nie mam na myśli moich dzieci.
W każdym razie, kiedy poprzednio pisałam o domysłach na kogo wypadnie i na kogo bęc, to po Kalinie, Kocuru i Jagodzie bęcło na mnie i miskę przejęłam osobiście, by spędzić w jej fioletowym wnętrzu 1,5 doby. Przeczołgałam ścieżkę pomiędzy łóżkiem a owalem szaletu wielokrotnie, by w końcu popaść w drgawkach i siódmych potach w niebyt.
Przynajmniej miałam nieskazitelny wizerunek na Halloween i gdybym tylko była w stanie wyswobodzić się z mokrej kołdry i krokiem zombiaka pokuśtykać pod drzwi sąsiadów by wycharczeć „stoperan, albo psikus”, to byłby hit!
Tak marzyłam sobie w malignie, czy bardziej wystrzałowo wyglądam jako werewolf, czy el chupacabra, kiedy nastąpił nieoczekiwany zwrot ze zwracaniem, bo Jagoda postanowiła przeżyć to jeszcze raz.
Więc przebiła wszystkich i ma zaliczone już 2 nocki z haftem, jak również rozwiązała się zagadka, komu wystawić największy rachunek za pranie pościeli, piżam i okolic.
Jeśli myślicie, że to koniec tej smutnej opowieści – pamiętajcie, że na ławce rezerwowych mamy jeszcze Halynę i Inżyniera. Albo powtórkę z rozrywki u uprzednio zainfekowanych. A wspominałam, że w trakcie dopadł mnie taki mega katar, który na wieczną pamiątkę wpisał się w pamiętniczek mojego nosa krwawą skorupą?
Teraz czekam na 7 obrzydliwie tłustych lat w oparach szczęścia, zdrowia i rozkoszy.
EDIT: po dwóch dniach tańczącą z pawiami zastałam Halynę. Na boisku został już tylko padre Tadeo, który zapobiegawczo łyka stoperan. Oby nie implodował jak wielkie szambo...
EDIT: po dwóch dniach tańczącą z pawiami zastałam Halynę. Na boisku został już tylko padre Tadeo, który zapobiegawczo łyka stoperan. Oby nie implodował jak wielkie szambo...
Pomiędzy grypą Hiszpanką a grypą Hong-Kong, odbyła się wycieczka do Jawora i mamy teraz nowy nabytek, którym mam nadzieję nacieszyć się niebawem, jak tylko porzucę zgłębianie perystaltyki jelit własnych i rodzinnych.
Lola II:
Drevni kocur - Lucjusz wykonał taniec wojenny... |
...i nawet podwoił objętość włosia... |
...okazywał wyższość... |
...ale w końcu musiał zejść z drzewa i się bawić :) |
No i polecam filmik:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz