wtorek, 9 listopada 2010

41 - Matka Polka vs. robotyka domowa


Jesień, słota, syf. Dzieciary mają mało wybiegu i detonują energię w chałupie, tocząc wyrafinowaną wojnę pomiędzy sobą, choćby o to, która pierwsza puściła bąka.

Podejrzewałam już od dłuższego czasu, że kiedy zamawialiśmy Jagodę, to Kocuru wrzucając monetę do automatu, musiał przypadkiem nacisnąć guzik „UPIERDLIWA” zamiast „Z CUKREM”.

A przecież specjalnie sercem wybrałam serwisanta, żeby dziecko było możliwie nieawaryjne i miało szybką, kompleksową obsługę ewentualnych usterek na gwarancji. Lecz niestety, doświadczenie uczy, że żadne zapobiegawcze kroki nie wyeliminują wad fabrycznych i tego, że małe gnomy maja już wgrany CHARAKTER. Najczęściej władczy, kapryśny i niekompatybilny z podzespołami matki, co powoduje ciąg sprzężeń, spięć i wyładowań elektrycznych (chyba niebawem podążę za polską tradycją i zacznę się wyładowywać na kablu od żelazka). Ja jestem z epoki Atari, a to dziecko ma spore wymagania sprzętowe i niestety nie chodzi przez to gra pt. „Spokojny, chichy żywot stadny”. Interfejs jest krwawy, dominuje czerwień i czerń, włączają się głośne reklamy przemocy domowej, w ogóle do dupy.

Najmroczniejsze jest to, że zapadła jesień średniowiecza i przez bryzgającą deszczem i błotem aurę, musimy spędzać więcej czasu w domostwie, przy piecu. Trudny to czas dla kondycji psyche. Obraz szaleństwa dopełnia towarzystwo trzech zdziwaczałych kotów, ekscentrycznego psa i rozhisteryzowanej Halyny – sztuk (na szczęście) jeden. W ogóle Halynie omyłkowo na recepcie wpisali Wiśniewska i teraz z Kocurem podejrzewamy, że przyczyną jej rozwodu z Michałem było to, że kazała wszystkim żywym istotom w domu leżeć w kącie i się nie ruszać oraz nie wydawać odgłosów.

Tak więc gramy. Niech mi spróbują fani Quake powiedzieć, że co ja wiem o zabijaniu! Znam może ze 2 osoby, które w takiej jak moja grze doszły do ostatniego poziomu i nie zabiły w międzyczasie głównego bohatera, który na ostatek zwycięsko wyrósł jeszcze na normalnego, dorosłego człowieka...

Scenka:
M:
- Jak będziesz w Empiku, to kup mi proszę mały notes kieszonkowy.
K:
- Jasne. Jakieś życzenia, co ma być na okładce?
M:
- Tak. Nagi Artur Barciś.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

uwielbiam!
ja to chyba z czasów pralki frani i bez atari jeszcze jestem

panna z Miśni pisze...

Hm. Ja mam takie zdjęcie - ważkie rodzinnie i historycznie, jak moja siostra w pocie czoła tarmosi Franię po holu Strasznego Dworu, żeby jej odwłok na śmietnik zaciągnąć (pralki, nie siostry-Heidi). A był to rok bodaj 2078 (późno u nas z technologią). Pamiętam, że będąc wtedy w Mandżurii jadłam chleb z dżemem...

GRY