sobota, 26 lutego 2011

79 - w domach z betonu nie ma wolnej miłości


Obudziłam się później niż zwykle, wstałam z łóżka, w radiu była muzyka. Najpierw zdjęłam koszulę, potem trochę tańczyłam i przez chwilę się czułam jak dziewczyna... Rydzyka.
Bo w radiu tuż po muzyce usłyszałam, że „katoliccy aptekarze” chcą ustawy pozwalającej im odmówienia sprzedaży środków antykoncepcyjnych. WTF?!
W domach z betonu nie ma wolnej miłości.

Umówmy się: nie jem mięsa – nie prowadzę masarni. Brzydzę się narkotykami – nie otwieram budki z dopalaczami. Mdli mnie po porannej kawie, to nie włączam ZETki z wyciem Ewy Farny od świtania. Ten kraj jednak powinny podbić jakieś cywilizowane plemiona, obić w ramkę, zamknąć w terrarium i pokazywać za 3,50 jako skansen.

Tutaj aptekarz-katolik chce prawa do indywidualnego regulowania pogłowia, kiedy dyżurując w nocy, w jedynej czynnej aptece, powie:
- Sorry, synku, sługusie Szatana, twoje nasienie jest dla mnie święte, pełne dzieci nienarodzonych, mogę ci sprzedać szklankę wody (utlenionej) zamiast. Są stosunki małżeńskie oraz akty nierządne, Casanova tu u nas nie gości.

Z drugiej strony lobby myśliwych bojkotuje wreszcie-humanitarną myśl w narodzie i sprzeciwia się nowelizacji ustawy dotyczącej praw zwierząt, bo stracą frajdę strzelania do psów i kotów.
Ten z przeciwka co ma kota i rower stał przy oknie nieruchomo jak skała (nic dziwnego, pilnuje kota, bo gdy ten oddali się 200m od budynku, myśliwy nadal może go kropnąć).

A Wałęsa będzie symbolizował Polskę na targach w Berlinie obok idiotycznych bączków, wulgarnego komiksu o Chopinie i kosmitów.

Boże, ty dupku, dlaczego uczyniłeś mnie Polakiem?

Z innej beczki. Starszy nielot powrócił do gniazda matki. Dopiero z perspektywy kilkudniowej rozłąki zauważam jak duże jest moje dziecko. I mądre. I takie... dorosłe. Oraz jak się stęskniłam. Więc ten wieczór spędzimy znów razem.

Wczoraj zabraliśmy naczelną galeriankę - Ciocię Krysię na szopping do galerii. Była zdziwiona propozycją i pytała, czy rzeczywiście chcemy ją zabrać. Wzbudziło to moje małe podejrzenia i zażartowałam, że owszem, chyba, że ma w zwyczaju robić jakieś osobliwe akcje na środku centrum handlowego. Po czym przyłapałam ją jak... wąchała majtki w Rossmanie.
Nic mnie już nie zdziwi :)



Na banerze kadr z filmu Zabriskie Point, klasyk godny polecenia.

środa, 23 lutego 2011

78 - Faster, Pussycat! Kill! Kill!


Kurcze, się porobiło. Chciałabym częściej coś tu wrzucić, ale odkąd zadebiutowałam w MMA, robię strasznie czasochłonną karierę.
Na początku pragnęłam się wyspecjalizować w walkach w kisielu, ale jedno łypnięcie w lustereczko dało trzeźwą myśl, że jednak trza do tego ciała Salmy Hayek. Ja co najwyżej tym pytonem mogłabym zostać, co to jej dyndał na szyi, gdy wiła się po stołach od zmierzchu do świtu. Mogę więc walczyć w pasztetowej ewentualnie. Stanęło na tym, że walczę w klatce. Schodowej. Oraz z własną klatką piersiową, ale to już wiecie, bo w 17 postach wołam o piersi do nieba. Lecz mam kiepskie układy z proboszczem więc raczej nic z tego nie będzie.

Wylizałam rany (wespół z psem) i wróciłam do (poza ów karierą) zwykłego żywota (dobra, przesadzam, nie było tak źle, chwała Maybelline za korektor w płynie).

W połowie ferii zostałam połową Matki Polki, bo połowa córek sieje zniszczenie w Breslau u papy.
Mimo to – lekko nie jest.
Wczesny poranek. 2,5-letnia orka wystrzeliła spod tafli wody. Groźna paszcza rozwiera się, zaraz błyskawicznie zaciśnie zęby i chrupnie na mojej głowie. Małej, przerażonej foczki uwięzionej na krze. Krystyna Czubówna beznamiętnie opisuje taniec prutych w powietrzu jelit. Tak, Jagoda is in da house.
Cierpi na brak siostry. Nie ma się z kim lać (teraz już wiem – to geny po matce). Tłuką się i kłócą na jednym terytorium, ale widać strasznie im do siebie tęskno, skoro pragną stale rozmawiać per fołn (wiadomo – to geny po matce).

Gucia idzie w filozofię i wygłasza zaskakujące frazy. Wczoraj orzekła:
„- Jesteś głupią małpą, babciu, czas tak szybko płynie...”
Kiedy taki prosty człek jak matka próbuje zgłębić światłość tych przekazów i zadaje jej pytania lub zabrania nazywać babcię odzwierzęco, zwykła kwitować z sykiem:
„- Nie mów tak do mnie. Nigdy!”.
Chyba ma maleńkie zadatki na socjopatę (wiadomo – geny po matce)...

Miło było, ale mam tu 3 sezony „Sons Of Anarchy”, a tam w dodatku babka znana szerzej jako serialowa Peggy Bundy, ma tu rolę zdartą z Pam Grier w „Jackie Brown”. A ja lubię „Jackie Brown” :)

Wasza Kung Fu Panda

A przez te buty Irregular Choice już nigdy nie zasnę!
 (jak pomyślę o pociągnięciu z taaakiego obcasa...mmmm...)


małe ocieplenie wizerunku

sobota, 19 lutego 2011

77 (oi!) - shit happens!



Shit happens!

Matka Polka okazała się być McGiverowa ostatnio. Potrzeba matką (polką) wynalazków wszakże. Nie polecam udania się na 12h nockę w pracy w uroczysty dzień przyjechania tzw. cioci z Hameryki czerwonym samochodem. Bez wsparcia i osłony w postaci podpasek lub choćby paczki waty (nawet cukrowej). Paniczny pilot po szafkach i zakamarach centrali nie utulił mnie w żalu, albowiem poza Św. Graalem, Bursztynową Komnatą i poćwiartowanymi zwłokami najbardziej chamskich klientów firmy, nie znalazłam opatrunku. Ale znalazłam wkładki laktacyjne, których z lenistwa nie zutylizowałam od dwóch lat. Sprawdziłam, nadają się. Chomikowanie śmieci procentuje.

W ogóle dziwnie się czuję. Wiadomo, że kobieta, której miesiączka wre jest średnim materiałem do bombardowania miłością, ale to nie moja wina, że się wczoraj musiałam bić po mordach z dwoma osobnikami. 

Pierwszy raz jak żyję wśród wyrzutków społecznych podobnych do mnie, spotkała mnie taka sytuacja. Żeby mnie facet (na oko 18-letni) strzelił z pięści w papę na koncercie, bo go ładnie poprosiłam o ciut mniej agresywną zabawę. Kiedy już mu się zrewanżowałam w kanciapie dla Vipów (haha) gdzie go zawleczono i nawet usiłował przepraszać i udawać, że mu się rączka omsknęła (zapewne przy pierwszym goleniu), wyskoczyło do mnie coś – na oko jego babcia, bądź matka, ponoć kobieta. Jednakowoż nie była skłonna pojąć intymności naszego tetate z agresorem i subtelne aluzje co by usiadła w milczeniu na czterech literach, nie wzruszyły jej zbytnio. Zostałam więc symetrycznie przytulona z pięści w biblijny drugi policzek, a cios miało to rude stworzenie szybki i wściekły.
Nie powiem, żebym miała jakieś doświadczenie lub umiejętności w temacie walk ulicznych, ale wielki siniec na wewnętrznej stronie dłoni potwierdza, że strzeliłam panią w wielkie czoło, a że powierzchnia była dość obszerna, to się udać musiało, bo tylko ślepiec by nie trafił.
Tak więc ruda pulardo ze Świebodzic! Mam nadzieję jeszcze cię spotkać na swojej drodze i nie omieszkam poczęstować herbatką i ciepłym słowem.

Siostrzyczka Sylwia była bardzo niepocieszona, że nie miała możliwości użycia technik brutalnej chrystianizacji, ale spokojnie, Siostrzyczko, w tych dziwnych czasach jeszcze będzie nam dane, niestety.
No właśnie, co to za czasy, w których byle gówniarz może powiedzieć do wielokrotnej Matki Polki „Ni!” ? - parafrazując Pythona.

Dobra, kończę, bo jestem w pracy i muszę włożyć obolałą twarz do lodówki oraz przeliczyć pozostałe z koncertu drobne na gaz w sprayu.

Laf & Piss

P.S. właśnie się martwiłam, że zabraknie mi przygód do 100 posta, bo pisanie o przeprowadzaniu staruszek przez ulicę jest nudne. a tu proszszszę...

środa, 16 lutego 2011

76 - wspomnień czarrr...


Potrzeba mi było kilku dni leżenia na kozetce i zażywania psycholeptyków, żeby poukładać sobie w głowie ten wspaniały wieczór w domu wariatów. Spektakl postaci z różnych epok, kultur i fantazji jeszcze długo pozostanie w pamięci i jestem pełna podziwu dla ludności Hrabstwa i bytów napływowych za kreatywność na najwyższym poziomie.
Idea się sprawdziła i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jesteśmy zajebiści. Ale to przecież wjadomooo.

Wielkie ukłony dla funky-Saszki za sprzęt i DJ-kę! Specjalne laury dla Siostrzyczki Sylwii, która w pocie habitu doprowadziła ruderę do stanu lśnienia, wydawała porcje żywnościowe w przytułku i zaprowadzała ład i porządek (co z tego, że toporem Żuka? W każdym razie skutecznie!). Przy okazji podgrzewała atmosferę za pomocą kabaretek samonośnych, dzięki czemu zaoszczędziliśmy na opale, bo faceci byli rozgrzani do czerwoności ;)

W ogóle spectrum rozrywek było spore. Można było zrobić sobie badania ginekologiczno-proktologiczne u Dohtora Gerula, pstryknąć zdjęcie z Białym Misiem, dostać z półobrotu od mistrza karate, potrzeć się wąsikami z Zorro, zawstydzić Turbodymomena, wychylić setę z rogu Wikinga... Długo by wymieniać.
Orbitując w rytmach starego disco pomiędzy Rambo, Super Kuszą, Leonem Zawodowcem, zombiakami, Szkotami, bracią hipisowską, czarownicami czy zakonspirowanym pod wąsem Boney M-Dudkiem, wiedziałam, że konkurs na Królową i Króla balu będzie morderczo trudny.
W gorączkowym głosowaniu laury, korony i krajowe wina Max zgarnęli:

Agnieszka jako genialna Lara Croft

oraz mocno spóźniony Melon, który kreacją Führera powalił zgromadzonych na kolana prędzej i skuteczniej niż alkohol.

Specjalne wyróżnienia:
zgarnęło nietypowe (i prawdopodobnie nielegalne) małżeństwo zakonnicy z wąsatym afro hipisem.

Sądząc po przedniej zabawie, późniejszych mailach, sms-ach i telefonach, ludziom się bardzo podobało.
Niedziela upłynęła na doprowadzaniu tancbudy do stanu klasy wyższej niż standard obory. Obfitowało to w cenne znaleziska, np. majtki Andrzeja i wąsy Seby. I musiało wyglądać ciekawie, ze względu na gigantyczne zakwasy, jakich się nabawiliśmy przez noc.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy lecz penetrujcie szafy, bo w wiosennych planach kolejna impreza tematyczna :)

P.S. Siostrzyczka S. udziela spowiedzi i daje srogą pokutę przed rozgrzeszeniem codziennie pomiędzy 18.00 a 20.00.

P.S.2. Kusza, mamy Twoje kalosze.

P.S.3. Mam czyjeś miski po sałatkach.

P.S. 4. Aniu, czekamy za zdjęcie grupowe!

poniedziałek, 14 lutego 2011

niech żyje bal!!!

dla tych mniej spostrzegawczych:
po prawej nowa podstrona z dokumentacją gorączki sobotniej nocy w HR :)


spadam na piwo.

czwartek, 10 lutego 2011

75 - maskarada, maskarada


Czas pomyka.
Dzionki trzaskają jeden za drugim, upływają jak upławy na normalnych czynnościach, takich jak szycie spódniczki Kocurowi i dobieraniu mu do niej torebki. Albo na przyszywaniu frędzli do rękawów, kiedy w stroju squaw odbieram telefony w pracy, licząc, że nikt z kierowców akurat tu nie wpadnie, bo na moim wypowiedzeniu będzie widniało „do szczętu jebnięta”. Lub na preparowaniu sztucznych wąsów dla Seby. Ot, proza życia.
Nie, nie biorę opiatów. Bal karnawałowy mamy w sobotę.

Przy okazji powstała grupa osób żachniętych brakiem zaproszenia, którzy nie mogą zrozumieć, że to inicjatywa bliskiego grona, które spotyka się od czasu do czasu lub przez czas cały na różnych rautach i popijawkach. Impreza - kość niezgody :)

Mamy też oczywiście kilka chorób na wychowaniu, do wyboru, do koloru. Nauczyliśmy się porozumiewać między sobą krótkimi szczeknięciami kaszlu, bo ciężko jest wpleść normalny polski pomiędzy. Mój pies wie o mnie teraz wszystko. Dajemy sobie też sygnały zapachowe zostawiane w wc-ie, bo dręczy nas coś na kształt jelitówki, sama nie wiem. Poddaję się temu i czuję nostalgię za czasami w Kuti-barze z najbardziej krejzolską biegunką na świecie po tamtejszym piwie. Ach. Jeszcze tylko zacznę łazić na czworaka i merdać ogonkiem i mogę się rzucić w leśne ostępy polując na sarenki i zajęcze bobki.

Dzikie życie wre we mnie również dziś. Bo cieszę się jak dzika świnia, dzierżąc w ręku PITa firmowego. Jak się rozliczę i US nie dojdzie ukrytych profitów z handlu organami, narkotykami i głosami w wałbrzyskich wyborach, zgarnę tysiaka i kupię dzieciakom nowe piętrowe łoże madejowe. Będę je wtedy odkładała po kolei do spania jak ręczniki na półkach. Ordnung muss sein.
Może z Kocurowego zwrotu wreszcie zeskrobiemy grzyba ze ściany, chociaż miły z niego lokator, chyba po nim mam takie halucynacje jak zakupy na kwotę tysiąc zł za gotówkę.

Pomimo starań, nie zmieniłam pracy. Nie będę biurwą (wierną na balkooonie).
Nie dla mnie gwar srebrny pył
Nie dla mnie splendor i sława
Nie dla mnie ta cała zabawa
Jak się nie ma nowej roboty, wypadałoby polubić starą. 
LOL. 
Muszę się do tego jakoś zmotywować. I wybrać pomiędzy peyotlem a tymi 3l cytrynówki, co to ją właśnie upędziłam.

No nic. Jako preludium przed delirium zdjęciowym po zbliżającej się szaleńczej sobocie (czas przyszło-przeszły) wklejam moje wild-child i kilka fotek z balu minus 18.
Howk!

3 spidermanów, 8 księżniczek, squaw wygrała konkurs na najciekawsze przebranie wśród dziewczynek
Olaf Sparrow zgarnął 1 miejsce wśród chłopców

arachnofobia
kto ci, motylku, naopowiadał takich głupot, jakobym zjadał inne owady?
mówię ci, Robin, Marion coś podejrzewa...

 miszcz densfloru
mam ich wszystkich dosyć. wprowadzam bezkrólewie!

GRY