czwartek, 30 czerwca 2011

96 – Carry me Caravan take me away


Powinnam się była domyślić, że to nie był dobry omen. Wracam sobie wczoraj ulicą niejakiego Moniuszki Stanisława z odbioru mojej wstrząsającej wypłaty. Upał jak fiut więc kroczę skąpo odziana w szorty i koszulkę na ramiączkach. Tłuste ramionka i 30cm nóżki na wierzchu, bęben frywolnie podskakuje. Za moimi plecami słyszę warkot silnika, pojazd zwalnia mijając mnie. Przez okno wychylają się dwaj mężczyźni, machają, wiwatują i wydają dzikie gwizdy w moją stronę. Podnoszę brew pełna niezrozumienia. Choć nie powiem, przebiegło przez myśl, że drogę przebyłam by się dowartościować, bo przecież nie po pieniądze. Czar pryska, gdy okazuje się, że panowie jechali... karawanem pogrzebowym. A dodam, że byłam na wysokości bramy cmentarza.
Widocznie ze śmiercią mi do twarzy, teraz trochę strach jeździć kombi. 
To potwierdziło moje ponure przypuszczenia, że mogę podobać się chyba tylko nekrofilom.
Zastanawiałam się potem, czy powinnam się martwić o siebie, skoro zwracam uwagę firmy pogrzebowej i czy to aby nie mój schyłek? Na efekty nie musiałam czekać długo.

Już wieczorem zaprzęgłam psa do smyczy i pohasałam do parku na wybieg. Spotkałam się z Żukiem i Danielą w zestawie z wyżłem Labą. Psy zaczęły szaleńczą zabawę na łące i nagle te 20+25 kg psiej kuli pędzącej z prędkością 70km/h przyjebało mi krzepko w kolano. Nie wiedziałam, że umiem zginać w drugą stronę! Z bólu strzeliłam barana w kamienny zegar, przy którym akurat staliśmy. Żuki, jako że są bez serca, strasznie się ubawiły, ale ból przeszedł po paru minutach i poszliśmy na spacer po ciemaku, oglądając istną eksplozję świetlików.

Rano obudziłam się z jedną nóżką bardziej. Przesakrucko boli przy chodzeniu, a schody mogę pokonać ewentualnie zjeżdżając po poręczy. Jeśli mieszkańcy Śródmieścia lubią „Allo Allo”, to musieli mieć ubaw gdy przed 6.00 wlokłam nogę kuśtykając do roboty jak Herr Flick. Miałam na sobie skórzane spodnie i gestapowski grymas na twarzy. Dodać szpicrutę, monokl i wilczura, a Bogusław Wołoszański może śmiało wracać do Las Węglas kręcić kolejny film.

Kontuzja zniweczyła mój sprytny plan na zamaskowanie brzucha. Otóż wymyśliłam, że zacznę przebierać się za różne kuliste rzeczy: chiński lampion z papieru, kulę do wyburzania budynków, planetę Jowisz. Lecz utykając będę zanadto rzucać się w oczy. Jeśli jednak dostaniecie pocztówkę o treści „Jestem piłką plażową, dryfuję gdzieś w Zatoce Gdańskiej, bawią się mną foki” - to mogę być ja. Choć najprawdopodobniej nie, bo wcale nie jadę nad morze. Morze czy jezioro – znacie jakieś techniki pływania w gipsie, tak na wszelki wypadek?

Hi I'm Matka Polka and welcome to Jackass!


wtorek, 28 czerwca 2011

95 - to nie jest kraj dla szczupłych ludzi


Przegrywam heroiczną walkę z dietą. Właściwie wygrywam, bo to dieta leży i kwiczy.  Jedynym ratunkiem jest chyba podrzucenie samej sobie paczki koki do bagażu w Turcji i turnus w tamtejszym więzieniu. Nie wiem jakie trybiki za to odpowiadają, ale jak tylko postanawiam się odchudzać, zaczynam kompulsywnie odczuwać wilczy głód. Wszystko w mojej głowie ocieka keczupem i skwierczy na grillu, każdy jest potencjalną ofiarą. Browary śpiewają syrenim głosem ze sklepowej półki… Bierz, żryj, endżoj! 

Photobucket
Muszę chyba się przeprosić z ubraniami ciążowymi i znaleźć jakieś zastosowanie dla bębna, który przykleił się na dobre. Wytatuuję sobie wielki globus i będę uczyć dzieci geografii. Witajcie w świecie, w którym kefir zott nie wystarcza.
Zanim się poddałam, odwiedziłam jeszcze kilka bankietów glamour, jak np. Festiwal Sera w Dziećmorowicach. Wprawdzie nazwa imprezy brzmi trochę jak znaleziony na ulotce Świat Drzwi i Okien z PCV, ale nie ma co narzekać. Kaczor w stawie, tubylcy w złocie i lajkrze, tańce w parach, policzkowanie plecakiem, a wszystko w oparach tłustego sera, w oparach wódki. Chociaż jeżeli na Festiwalu Sera po godzinie nie ma sera, to wiedz, że coś się dzieje.

Zmykam walczyć z naturą na ranczo. Roślinność bujna tak, że chyba tylko maczetą.

totem na altanę
cukinie+pieczarki+papryka+pomidory+cebula+czosnek+ryż+przyprawy+ser+piekarnik




kto ma, kto ma wolne deski na obrazki??
tymczasem w domku na drzewie...

koty mrugają do przyszłych właścicieli

czwartek, 16 czerwca 2011

94 - klęska urodzaju


Mało mam czasu na pisanie. Zajęta jestem liczeniem pogłowia w domu, które to pogłowie stale się zwiększa. A dom nie, cholewcia. Wiecie, stoję z takim kosturem i długą brodą pastucha w przedpokoju i usiłuję się nie pomylić: jeden kot, drugi, trzeci, piąty, kurwa, siedem, o – cześć Wojtek, to będzie osiem, Jagoda, dziewięć? wróć! Itd.

Tak, Rumba powiła w moim łóżku. Znowu. Żeby to jeszcze znikało jak Kot z Cheshire! Przyszedł najwyższy czas na różne -acje: wakacje, laktacje, sterylizacje - skoro siadanie na książce telefonicznej po stosunku, wzorem brytyjskich nastolatek, nie działa. A zaraz potem kupię materac zamiast łóżka, bo sobie wyobrażam, że w jego wnętrzu będzie ciężko się okocić komukolwiek. Na wypadek, gdyby Lucjan postanowił przyprowadzić na herbatkę jakiegoś ciężarnego lachona czy cuś.
W każdym razie teraz mam łóżko pełne piszczących zwierząt zamiast pościeli, a przed meblem siedzi pies i piszczy do zawartości, bo jej się też to chyba we łbie nie chce zmieścić. Ale pokornie wylizuje młode i nawet zjada ich wydzieliny. Wiem – urocze.

No to czekam na licznych chętnych kociarzy, bierzcie, bo jest sezon, jest promocja, start pod koniec lipca, bo inaczej niestety zrobię sobie z nich bambosze, lecz na szczęście mam duże stopy, tak więc z miesiąc poczekam na odpowiedni rozmiar.
Jeszcze nie wiem czy to mali mężczyźni, czy kobiety kłębią się w moim wyrze, bo choć zaglądałam pod ogonki, to jakoś ostatnio mam problemy z rozróżnianiem płci (co nie jest jakąś tragedią w dobie Michała Szpaka, Kingi Rusin czy Jennifer Aniston).

Na setny odcinek tej karkołomnej sagi szykuję dla Was prawdziwy epicki dramat. 
Dziś się okazało, że w szkole Kaliny jest mała epidemia ospy, są już pierwsze ofiary w klasie. A przecież wytęskniony, umiłowany urlop nad jeziorem w pełnym słońcu, pośród brzęczenia pszczół i dzieci, w blasku mej hebanowej opalenizny i mlasku browara, mający nadejść za dwa tygodnie byłby zbyt piękny! Znając me szczęście zamiast wdychać zapachy z grilla, zamiast pławić się w piwnej pianie, pogrążę się w krostach i innych dziwactwach rodem z XIX wieku. W czeluściach mieszkania. W Wałbrzychu...
Na wszelki wypadek idę sobie poczytać o szkorbucie i zaplątać kołtun na głowie, ponoć pomaga.

Miau, miau!


środa, 8 czerwca 2011

93 - Biały, elokwentny zwieracz.

Photobucket


I nie pytajcie dlaczego taki tytuł posta. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, bo jestem tak zmęczona pracą w moim ogrodowym gułagu, że obrane pumeksem ręce same klepią w klawiaturę. Jakby kto szukał tu sensu – niech czyta mi z ruchu warg.

Tytuł może też podkręcić statystyki, które w tym miesiącu na moim blo są jeszcze bardziej hardkorowe, cytuję:
- filmy s seksem gołyh bab w łysku
- sex z matką
- seks taniec z siekierami
- darmowe polskie filmy porno z babciami
- porno walki bab
tudzież
- dupa misińska (??!)

Dziś dokonałam transakcji wiązanej-urojonej. Zjawił się młody pan listonosz, wręczając mi kopertę z tekstylnym orgazmem w środku (nowe tankini plażowe, które tak zakrywa flak piwnego brzucha, że od razu odstąpiłam od diety „zero brona w tygodniu”). Musiałam jakoś podejrzanie wyglądać (w końcu strój był jeszcze w kopercie), a może przy otwarciu drzwi zobaczył to stado zwierząt biegające za Halyną, która akurat sama sobie sprzedawała cygańską patelnię?

Tak czy fak, zagaił – A nie chce pani szczeniaczka? (wiecie, jak w "Snatch'u - do każdej przyczepy pies gratis) – Skądże, w grudniu nabyłam jednego, w tej chwili około 20 kg rączego łosia [dzięki, Ewa!]. Zmartwił się pan listonosz wyraźnie więc go pytam, utulając w żalu: - A kotów to pan nie chce? – A ma pani? – Jeszcze nie, ale za jakiś tydzień, to tu będzie taka klęska urodzaju, jak z głowami w Czarnobylu, nie przymierzając. – A za ile? – Za free, bo wie pan, ja mam już 3 kociambry + 20-kilogramowa dziczyznę i ani mi się śniło żyć w symbiozie z kolejnym miotem! Już tyle wydaję na karmę i weterynarza [dzięki, Ewa!], że sama dojadam pasztety Skrzyneckiej, co to jej wysyła anonim-unabomber z adnotacją „oddawaj kasę –nie smakowało mi”!
(cóż, że strój plażowy kosztował niemal stówę, a kolejną ćwierć wkładki do puszapa, żeby mnie nikt nie pomylił z deską do pływania, ani nie krzyczał za mną „spieprzaj, przebierańcu!”)

W każdym razie, pan wyraził ekstatyczną chęć posiadania kota i ma się zjawić w celu zlustrowania matki-Rumby und syna-Lucjana, do wyobrażenia, co się kłębi w tym ogromnym brzuszysku kocicy, która akurat wtedy musiała sobie zorganizować rodzinny wypad szukając kąta do zdechnięcia w tym upale.

Liczę na tego pana. Liczę na WAS :). Bo Rumba już na oczywistym wypęku, za sprawą niefrasobliwego podejścia Halyny do kwestii antykoncepcji. Sama się dziwię wobec tego, że jesteśmy z siostrą tylko dwie, bo mogła być nas przecież cała rzesza! A jednak nasza planeta ma jakiś system obronny...
Ciężko jest mieć za matkę betonową konserwę tkwiącą w czasach, w których kocice mierzyły sobie temperaturę w pochwie, ustalając dni płodne, a jeśli akurat wypadała randka, piły szklankę mleka zamiast. Lecz cóż.

Żeby o tym wszystkim nie myśleć, polazłam na ranczo i posprzątałam całą, zapuszczoną od dekady, drewutnię. Po chuj tak to nazywamy, jeśli nie ma tam ani kawałka drewna, to ja nie wiem. Może z powodu moich dzieci, które w tych okolicznościach przyrody zdają się być reinkarnacją słynnego Emila z drewutni Astrid Lindgren?

IIIIIiiiiimmmmmiiiiiiiiiillllllllLLLLL  !!!


Guten Nacht! 
GRY