piątek, 2 września 2011

110 - call of beauty


Dziś będzie o samozadowalaniu się zabiegami upiększającymi.
Niestety – nie mogłam tak po prostu przejrzeć się w szybie osiedlowego zakładu fryzjerskiego, bo usłyszałam, że ta pani bierze 7 dych za farbowanie i się wystraszyłam, że za uporczywe stanie przed wystawą, może mnie skasować 35 zł. Musiałam więc po raz kolejny zaufać rozjaśniaczowi Joanna, farbie Garnier i rękom sąsiadki Elżbiety. Czarno-szare odrosty na moim rudym runie zaczęły mnie bowiem niebezpiecznie upodabniać do siwiejącego tygrysa, którego jara minimalizm, bo ma tylko jeden pasek.
W trakcie wielogodzinnego procesu, jaki turkusową, , dymiącą papką z perhydrolu, zamieniał mnie właśnie w rudą bestię w wieku średnim, odkryłam w sobie inkarnację Tiny Turner z czasów „Mad Maxa”:


W ogóle poprawianie natury sposobami chałupniczymi bywa bardzo odkrywcze.
Np. mogę Wam zdradzić domowy przepis na całun turyński: 
1. późnym wieczorem wysmaruj się samoopalaczem 
2. połóż się spać szczelnie owinięty pościelą.
Używam tutaj formy męskiej, bo na Pudlu wyczytałam, że Maciej Dowbor pożycza puder od swojej żony – Joanny i jestem teraz bardzo ciekawa: czy Madonna pożycza ręce od swojego trenera, a Sarah Jessica Parker twarz od ulubionej kasztanki? Czy to kasztanka marszałka Piłsudskiego?
Podobnie, nie rozwiązałam jeszcze zagadki, kto ode mnie pożyczył względnie grzeczne dzieci i je zamienił na dwie zdziczałe małpiatki? Dlaczego pożyczyłam buty od Dody, skoro je zakładam tylko na pracowe nocki i uczę się w nich chodzić, rozjeżdżając się na kafelkach w wc? Z kolei od kogo Doda pożyczyła członka, do którego dokleiła swoją głowę na okładce swojej najnowszej p(ł)yty? I wreszcie – czy męski tors na niej widniejący został podmieniony z moją klatką piersiową, kto ją pożyczył i czemu nigdy nie oddał, bo choć mam chwilową przerwę w szołbiznesie, wszystko na to wskazuje.


Futrzanych bamboszy też sobie nie zrobię, bo jakimś cudem rozsiałam wszystkie małe koty po Polsce i państwach ościennych. Ostatni właśnie pojechał do Jaworzyny. Dwa zgodnie z obietnicą zabrała do Niemiec siorka i kiedy tak jechali z powrotem, robiąc łącznie 1400 km, zabili na drodze bogu ducha winnego lisa. I tak się właśnie bez sensu kręci w tej szalonej naturze.

Natura matka nie jest naturalnie tak szalona jak matka-Halyna, która właśnie zastanawia się nad pancernymi haczykami i zamkami gerda do drzwi kuchennych. Wszystko po to, by ukrócić zapędy Czarnej Szmaty, która po krótkim okresie macierzyństwa czyli remisji szaleńczych zachowań, powróciła do ulubionych zajęć takich jak włamywanie się do różnych pomieszczeń, gdyż posiada talent otwierania drzwi klamką, oraz srania z wysokości. Nie jest łatwo upilnować kota w mieszkaniu, gdzie zamiast prostych rozwiązań moi rodzice zainstalowali system stołków i zapadni do nikąd, bo mają swoje własne, tajemnicze wizje. Zapewne niebanalne dla ich planu znaczenie mają takie drobiazgi jak ten, że na suszarce do naczyń nadal suszy się pojemnik na ziarno dla koszatniczki Sticha, który nie żyje już z piąty rok. No, ale ja się nie wtrącam.

już miałam wpaść w zły humor, gdy wtem! przekąska na działce uśmiechnęła się rozbrajająco...

1 komentarz:

Srako w wielkim mieście pisze...

Jest jedna nieścisłość w Twoim poście - nie sądzę żeby kiedykolwiek w historii końskiego świata narodziła się tak ohydna z twarzy kasztanka jak S.J. Parker. Chyba że to "t", to literówka. Wtedy wszystko by się zgadzało:)

GRY