poniedziałek, 3 lutego 2014

131 – Wielkiej, wiejskiej manipulacji końca nie widać, ale jak przetrzymacie jeszcze ten jeden post, w nagrodę czeka Was notka o kutasikach :}




 Bite 3 tygodnie Gucia wyła w drodze do szkoły, przez całe zajęcia i jadąc z powrotem. Oczy miała wiecznie czerwone, a pod nimi fioletowe podkowy, podpuchnięte worami. Wyglądała jak ofiara przemocy domowej i gdyby nie to, że nie mam żelazka, sama mogłam się spokojnie podejrzewać, że ją biję kablem od ustrojstwa. 

Nie pomagały żadne tłumaczenia, zachęty, ani nawet branie głodem. Gdzieś miała towarzystwo naprawdę fajowej Pani oraz zgrai rówieśników. Za nic na świecie nie zamierzała przestawić się z trybu wychowania z dziadkami przy TVN 24, kursie dolara i transmisji skoków narciarskich na harce z dziećmi w kółeczko. W sumie, gdybym była na jej miejscu, w obliczu takiego wyboru, też miałabym to w dupie.

W tym czasie rodzice dzieci z byłej 31, ponownie przegrupowali się w antysystemowe bojówki, tym razem w partyzanckiej walce z psychicznym kierowcą PKS Świdnica. Ten bowiem akuratnie przeżywał kreatywny, wariacki szub i dostarczał nam nieprzeciętnej rozrywki.
Zaczął od dylatacji i czasu rozumianego jak w przypadku Paradoksu Bliźniąt. No bo skoro inaczej czas płynie tu na ziemi, a inaczej w przestrzeni kosmicznej, to niby dlaczego miałby płynąć tak jak w reszcie kraju, na przystanku przy ul. Bystrzyckiej?

Przyjeżdżał po bandę o której tylko chciał i pomimo nadal wiszącej na przydrożnym drzewie kartce z godziną odjazdu 7.35, raz było to 7.20, innym razem 7.50, ale – zaiste, nigdy planowo. 

Trzy ma być liczbą tą i liczbą tą ma być trzy. Do czterech nie wolno ci liczyć, ani do dwóch… masz tylko policzyć do trzech. Pięć jest wykluczone…

Kiedy już się zjawił, ani myślał czekać na ładunek, który jeszcze nie dotarł na przystanek, bo np. było 15 po. W sekundę odjeżdżał, nie czekając aż te, które zdążyły, usiądą. Dzieciaki przewracały się jak klocki domino, a na samym spodzie tej dzieciowej pulpy, leżała i tak już płacząca Jagoda. Ona wraz z siostrą zawsze zdążały na przewóz, bo przezorny Inżynier, na wszelki wypadek, zaprowadzał je na przystanek zanim pierwszy kur zapiał.

Wszystkie próby zwrócenia panu uwagi, kończyły się pyskówkami, bo facet lubił sobie pokrzyczeć i na dzieci, i na dorosłych. Telefoniczne i pisemne skargi do szkoły stały się dla nas codziennym, obowiązkowym rytuałem, pomiędzy obklejaniem dziecka poduszkami, co by się nadto w transporcie nie poobijało a modlitwa do Św. Krzysztofa, żeby spuścił z nieba ITD i zabrał typowi prawo jazdy.

Koordynatorka przewozu bezradnie rozkładała ręce i wyglądało to tak, jakby szkoła nie miała żadnego wpływu na przewoźnika. To zupełnie tak, jak w przypadku, który gdzieś tu kiedyś opisałam, że firma bieliźniarska daje ci próbki gaci, których nie zamawiałeś, a po miesiącu przysyła wezwanie do zapłaty półtorej stówy za niechciany prezent, strasząc komornikiem, który zedrze zaraz z człowieka te majciochy, a jak chcesz jakiejś reklamacji i odesłania towaru, to znajdujesz tylko adres korespondencyjny gdzieś w Burundi.

Po wielotygodniowym monitowaniu, specjalnej petycji, marszu milczenia i wysadzeniu się w powietrze pod Urzędem Gminy kilku rodziców, zmianę kierowcy uzyskaliśmy gdzieś w okolicy listopada.

Tymczasem Kalina, która jest bytem na wskroś anarchistycznym, musiała się przyoblec w skórkę opiekunki młodszej siostry. Każdy, kto zna moje starsze dziecko wie, że nie odróżnia ono przodu od tyłu, lewej od prawej, nie od tak, dnia od nocy, czy prostych poleceń od wykresu kołowego. Jak kto nie zna i nie wierzy, ilustruję poniżej ślubnym zdjęciem, na którym widać wyraźnie, że wytyczne Cioci Heidi „sypać płatkami na Parę Młodą” zrozumiała jako „zabić Wojciecha koszykiem, natychmiast”.



Równie dobrze więc, mogłabym powierzyć młodszą Wampirowi z Zagłębia lub po prostu wrzucić ją w przepaść, ale cóż, nie miałam specjalnego wyboru. Wolałam jednak, mimo wszystko, nie wyobrażać sobie, jak dziewczyny sobie radzą, kiedy skazane na siebie muszą się nawzajem ubrać i zdążyć na powrotny autobus. Miałam nazbyt bogaty materiał doświadczalny w postaci obserwacji walk domowych i zawsze widziałam oczami wyobraźni, jak jedna dusi drugą w szatni sznurkiem od worka na kapcie, dajmy na to.
Niemniej jednak, trzeba Kalinie oddać honor, bo po swojemu wywiązuje się ze swoich nowych obowiązków i jak do tej pory nie przywiozła mi ze szkoły żadnej obcej dziewczynki.

c.d.n.

Brak komentarzy:

GRY