Powiem tak:
Radio Bunt jest ucieleśnieniem moich dawnych pragnień, kiedy to jako młoda dzierlatka, wraz z innymi snułam wizję nielegalnej rozgłośni punkowej (acz nie tylko punkowej) w pralni bramy nr 14 Hrabstwa Rusinowa. Pralnia została uprzednio przez nas wyremontowana i zyskała punkowy sznyt - undergroundowego nie musiała uzyskiwać, wszak była pralnią.
Po bohaterskim rozjebaniu 5kg młotem Seby dwóch wanien lastriko, wyniesieniu morza szczyn w butelkach po nalewatorach, po przekonaniu wszystkich sąsiadów, zyskaliśmy Klub Lokatora z Alternatywy (1)4!
Skubi do tej pory nie przyniósł swoich glanów do ozdoby sufitu, ale i tak było zajebiście (i śmierdziało). Była ciemnia fotograficzna, miejsce spotkań, imprez, pogadanek, a nawet sylwestrowe Melinium 2000, ach! - co za czasy...
Teraz płaczę za każdym razem idąc piwnicznym korytarzem po ziemniaki, albo na szychtę do biedaszybu (wejście u mnie in the Fritzl-basement), kiedy snop światła spod pralnianych drzwi cofa mnie w odległą erę mezozoiku, gdy jeszcze byłam nastoletnim dinozaurem.
Lecz właśnie wtedy opętana wizją własnego radia, z taką właśnie jak w Buncie muzyką, rozbudowaną o własne, często odbiegające od tego jarocińskiego klimatu, wstawki. Z audycjami tematycznymi od nas. Taki... nasz rusinowski "Chris o poranku" :)
Mogłabym wtedy siedzieć godzinami i zawracać ludziom gitary swoimi ulubionymi utworami lub po prostu z przyjemnością gadać w pusty w chuj eter, przy blasku wkładu do znicza, przy leniwym grzańcu, przy papierosie firmy Mocne. O taaak...
To się nigdy nie spełniło i żałuję jak cholera. Nawet ostatnio znalazłam roboczą rozpiskę pierwszych audycji z listą muzyczną!
I teraz - bez żadnego wchodzenia bez mydła - Radio Bunt mnie w pełni zaspokaja. Jakoś odbiera moje fale mózgowe i puszcza kawałki, które mnie kręcą, wrzuca trafne debiuty, nie smęci, podgrzewa atmosferę, cofa w ten beztroski, niezapomniany czas, a do tego fajne, niewymuszone wywiady, poezja i moja ulubiona Bitwa o Anglię! Jestem zadowolona, jestem utulona w żalu.
Stacja jest dla mnie czymś w rodzaju wehikułu czasu skonstruowanego przez Profesorka Nerwosolka, wannolotem zbudowanym przez A'tomka, a jak kto woli - opiumowym czopkiem z "Trainspotting". Wrzuca w epokę i wciąga jak cholera.
Mało, że mogę sobie do woli nachapać muzyki z czasów, kiedy zazdrościłam wszystkim stałym bywalcom Festiwalu Jarocin, bo sama byłam tylko na jednym, pech chciał zresztą, że ostatnim w starej formule w 1994r. Miałam wtedy 14 lat i spełniło się moje największe marzenie. Odpalam "Bunt" i normalnie widzę jak Padre Inżynejro zarzyna silnik naszego starego "malucha", gnając za autobusem wiozącym nas na Dworzec Miasto, bo zapomniałam z domu zapasu chleba na 3 dni :)
Do dziś, pewnie tak jak reszta ekipy trzymam karnet i okolicznościowe periodyki w tajnym sejfie tuż obok św. Graala, seks-taśmy Donalda Tuska z Angelą Merkel, 30 mln. dolarów w używanych banknotach oraz skrzynki Perły na czarną godzinę. Można się nabijać, ale Jarocin to kawał zacnej historii i dzięki takim mediom nie odejdzie do lamusa. I chociaż sama już jestem starym lamusem, to mało się nie posikałam jak głupia nastolatka, gdy rano odpaliłam facebooka i zobaczyłam powiadomienie "Walter Chełstowski lubi twój post" :)
Dla wszystkich tych, którzy nie znają jeszcze lubrykanta duszy, czyli Radia Bunt - zapraszam do odsłuchania bezpośrednio na stronie lub klikajac u mnie w baner po prawo.
Dla wszystkich balangowiczów z pralni - kto pamięta?:
No to lecę na audycję, buzi!
3 komentarze:
Heheheheheeheh Ga Ga nasza miłość Oi! Oi! Oi!
Jesteście tresowane szczury! :) To pasowało w sam raz do piwnicy.
Wróćmy do 94' plisss...
Prześlij komentarz