piątek, 24 września 2010

Z dziennika bla bla bla, rozdział XIX

Niedługo to mi rzymskich liczb zabraknie, a antyczni wymarli i mi nowych nie zrobią.

Ale musicie mi wybaczyć, ścigam się z Młynkiem o palmę pierwszeństwa w ilości wyprodukowanych dziennie postów. On tam pisze bardzo ciekawe rzeczy o Wałbrzychu, poczytajcie sobie, tubylcy.

Matka Polka wciąga się w serial. Chyba tylko dlatego, żem malkontent i zajob. No to lecim: „Supernatural”, odcinek II.

Początek ukazuje kwiat amerykańskiej młodzieży, która nie może wytrzymać pod namiotem bez game-boya czy tam innych gier video. Znam to skądś, mój siostrzeniec co wakacje ciągnął do namiotu kabel z prądem, a z kablem telewizor, playstation, ładowarkę do komórki i inne cuda cywilizacji. Nie szanuję tej mało survivalowej postawy, bo Za Moich Czasów pod namiotem się piło, grało w butelkę, straszyło duchami i wydłubywało szczypawice z uszu.

Zresztą, dla bohaterów odcinka źle się kończą głupie gierki na baterie, bo Coś ich bierze z tego namiotu w jasyr, a metody ma konkretne i brutalne jak lud mongolski na Rusi, brakuje tylko konika Przewalskiego.

Reszta fabuły też jakby znajoma. To wszystko już widzieliśmy: ja, Fox Mordel i łojDana(dana) Scully w X-Files.
Jednak chwilę potem nawet podskoczyłam za sprawą scenki wyjętej co prawda żywcem z „Carrie” wg Kinga, ale zawsze. Motyw z wyskakującą z grobu (i wciągającą doń żałobnika) ręką mnie zawsze rusza, nawet jeśli wygrzebany z second handu.

Następnie czar pryska, bo fabuła zahacza o „Zerwane Więzi” Alicji Ropuch-Modliszki. Więc flaki z olejem, trochę też flaków prawdziwych, po zamojsku.

Z reszty wypada się tylko porechotać. Jedna z ofiar brutalnego stwora mówi: „- Takiego ryku nie wydaje ani człowiek, ani zwierzę”. Taa, chyba nie słyszał co potrafi się dziać, kiedy mi się kończą papierosy!
Ponadto główny bohater zamierza przeżyć w głuszy przez dni parę o paczce M&Msów. Po drodze musi wyżywić też pozostałe 4 osoby. Nie pokazują tego, ale domyślam się, że żeby było po równo to jeden oblizywał polewę, drugi wcinał chrupiącą skórkę, trzeci ciućkał resztkę czekolady, a czwarty dostawał orzeszek?

M&M's okazuje się być motywem przewodnim w późniejszych scenach. Po kolorowych kuleczkach tropią zaginionych. Wynika z tego, że gdyby Jaś i Małgosia oszczędzali na zagraniczne przysmaki zamiast sypać ścieżkę z okruszków chleba, to żadna popieprzona staruszka by nie paliła nimi w piecu. Znaleźli by drogę do domu, bo żaden ptaszek leśny o zdrowych zmysłach nie zeżre tego świństwa.

Bliżej końca poznajemy potwora, bliskiego mi chyba z pochodzenia, bo grasującego w kopalniach. Chyba jakiś zagubiony sztygar. Nie przeraziła mnie jego fizjonomia, takich to ja codziennie pod sklepem widuję. Też pewno podobnie ich z rana pali rura, jak rzeczonego monstera, gdy mu dzielni bohaterowie racę świetlną odpalają w trzewiach. Kupa huku, triumf dobra, karetki, policja, happy end.

Z czystej nudy odpalam odcinek 3 :)

ale brykę to mają niezłą!


Brak komentarzy:

GRY