wtorek, 28 czerwca 2011

95 - to nie jest kraj dla szczupłych ludzi


Przegrywam heroiczną walkę z dietą. Właściwie wygrywam, bo to dieta leży i kwiczy.  Jedynym ratunkiem jest chyba podrzucenie samej sobie paczki koki do bagażu w Turcji i turnus w tamtejszym więzieniu. Nie wiem jakie trybiki za to odpowiadają, ale jak tylko postanawiam się odchudzać, zaczynam kompulsywnie odczuwać wilczy głód. Wszystko w mojej głowie ocieka keczupem i skwierczy na grillu, każdy jest potencjalną ofiarą. Browary śpiewają syrenim głosem ze sklepowej półki… Bierz, żryj, endżoj! 

Photobucket
Muszę chyba się przeprosić z ubraniami ciążowymi i znaleźć jakieś zastosowanie dla bębna, który przykleił się na dobre. Wytatuuję sobie wielki globus i będę uczyć dzieci geografii. Witajcie w świecie, w którym kefir zott nie wystarcza.
Zanim się poddałam, odwiedziłam jeszcze kilka bankietów glamour, jak np. Festiwal Sera w Dziećmorowicach. Wprawdzie nazwa imprezy brzmi trochę jak znaleziony na ulotce Świat Drzwi i Okien z PCV, ale nie ma co narzekać. Kaczor w stawie, tubylcy w złocie i lajkrze, tańce w parach, policzkowanie plecakiem, a wszystko w oparach tłustego sera, w oparach wódki. Chociaż jeżeli na Festiwalu Sera po godzinie nie ma sera, to wiedz, że coś się dzieje.

Zmykam walczyć z naturą na ranczo. Roślinność bujna tak, że chyba tylko maczetą.

totem na altanę
cukinie+pieczarki+papryka+pomidory+cebula+czosnek+ryż+przyprawy+ser+piekarnik




kto ma, kto ma wolne deski na obrazki??
tymczasem w domku na drzewie...

koty mrugają do przyszłych właścicieli

czwartek, 16 czerwca 2011

94 - klęska urodzaju


Mało mam czasu na pisanie. Zajęta jestem liczeniem pogłowia w domu, które to pogłowie stale się zwiększa. A dom nie, cholewcia. Wiecie, stoję z takim kosturem i długą brodą pastucha w przedpokoju i usiłuję się nie pomylić: jeden kot, drugi, trzeci, piąty, kurwa, siedem, o – cześć Wojtek, to będzie osiem, Jagoda, dziewięć? wróć! Itd.

Tak, Rumba powiła w moim łóżku. Znowu. Żeby to jeszcze znikało jak Kot z Cheshire! Przyszedł najwyższy czas na różne -acje: wakacje, laktacje, sterylizacje - skoro siadanie na książce telefonicznej po stosunku, wzorem brytyjskich nastolatek, nie działa. A zaraz potem kupię materac zamiast łóżka, bo sobie wyobrażam, że w jego wnętrzu będzie ciężko się okocić komukolwiek. Na wypadek, gdyby Lucjan postanowił przyprowadzić na herbatkę jakiegoś ciężarnego lachona czy cuś.
W każdym razie teraz mam łóżko pełne piszczących zwierząt zamiast pościeli, a przed meblem siedzi pies i piszczy do zawartości, bo jej się też to chyba we łbie nie chce zmieścić. Ale pokornie wylizuje młode i nawet zjada ich wydzieliny. Wiem – urocze.

No to czekam na licznych chętnych kociarzy, bierzcie, bo jest sezon, jest promocja, start pod koniec lipca, bo inaczej niestety zrobię sobie z nich bambosze, lecz na szczęście mam duże stopy, tak więc z miesiąc poczekam na odpowiedni rozmiar.
Jeszcze nie wiem czy to mali mężczyźni, czy kobiety kłębią się w moim wyrze, bo choć zaglądałam pod ogonki, to jakoś ostatnio mam problemy z rozróżnianiem płci (co nie jest jakąś tragedią w dobie Michała Szpaka, Kingi Rusin czy Jennifer Aniston).

Na setny odcinek tej karkołomnej sagi szykuję dla Was prawdziwy epicki dramat. 
Dziś się okazało, że w szkole Kaliny jest mała epidemia ospy, są już pierwsze ofiary w klasie. A przecież wytęskniony, umiłowany urlop nad jeziorem w pełnym słońcu, pośród brzęczenia pszczół i dzieci, w blasku mej hebanowej opalenizny i mlasku browara, mający nadejść za dwa tygodnie byłby zbyt piękny! Znając me szczęście zamiast wdychać zapachy z grilla, zamiast pławić się w piwnej pianie, pogrążę się w krostach i innych dziwactwach rodem z XIX wieku. W czeluściach mieszkania. W Wałbrzychu...
Na wszelki wypadek idę sobie poczytać o szkorbucie i zaplątać kołtun na głowie, ponoć pomaga.

Miau, miau!


środa, 8 czerwca 2011

93 - Biały, elokwentny zwieracz.

Photobucket


I nie pytajcie dlaczego taki tytuł posta. Nic innego nie przychodzi mi do głowy, bo jestem tak zmęczona pracą w moim ogrodowym gułagu, że obrane pumeksem ręce same klepią w klawiaturę. Jakby kto szukał tu sensu – niech czyta mi z ruchu warg.

Tytuł może też podkręcić statystyki, które w tym miesiącu na moim blo są jeszcze bardziej hardkorowe, cytuję:
- filmy s seksem gołyh bab w łysku
- sex z matką
- seks taniec z siekierami
- darmowe polskie filmy porno z babciami
- porno walki bab
tudzież
- dupa misińska (??!)

Dziś dokonałam transakcji wiązanej-urojonej. Zjawił się młody pan listonosz, wręczając mi kopertę z tekstylnym orgazmem w środku (nowe tankini plażowe, które tak zakrywa flak piwnego brzucha, że od razu odstąpiłam od diety „zero brona w tygodniu”). Musiałam jakoś podejrzanie wyglądać (w końcu strój był jeszcze w kopercie), a może przy otwarciu drzwi zobaczył to stado zwierząt biegające za Halyną, która akurat sama sobie sprzedawała cygańską patelnię?

Tak czy fak, zagaił – A nie chce pani szczeniaczka? (wiecie, jak w "Snatch'u - do każdej przyczepy pies gratis) – Skądże, w grudniu nabyłam jednego, w tej chwili około 20 kg rączego łosia [dzięki, Ewa!]. Zmartwił się pan listonosz wyraźnie więc go pytam, utulając w żalu: - A kotów to pan nie chce? – A ma pani? – Jeszcze nie, ale za jakiś tydzień, to tu będzie taka klęska urodzaju, jak z głowami w Czarnobylu, nie przymierzając. – A za ile? – Za free, bo wie pan, ja mam już 3 kociambry + 20-kilogramowa dziczyznę i ani mi się śniło żyć w symbiozie z kolejnym miotem! Już tyle wydaję na karmę i weterynarza [dzięki, Ewa!], że sama dojadam pasztety Skrzyneckiej, co to jej wysyła anonim-unabomber z adnotacją „oddawaj kasę –nie smakowało mi”!
(cóż, że strój plażowy kosztował niemal stówę, a kolejną ćwierć wkładki do puszapa, żeby mnie nikt nie pomylił z deską do pływania, ani nie krzyczał za mną „spieprzaj, przebierańcu!”)

W każdym razie, pan wyraził ekstatyczną chęć posiadania kota i ma się zjawić w celu zlustrowania matki-Rumby und syna-Lucjana, do wyobrażenia, co się kłębi w tym ogromnym brzuszysku kocicy, która akurat wtedy musiała sobie zorganizować rodzinny wypad szukając kąta do zdechnięcia w tym upale.

Liczę na tego pana. Liczę na WAS :). Bo Rumba już na oczywistym wypęku, za sprawą niefrasobliwego podejścia Halyny do kwestii antykoncepcji. Sama się dziwię wobec tego, że jesteśmy z siostrą tylko dwie, bo mogła być nas przecież cała rzesza! A jednak nasza planeta ma jakiś system obronny...
Ciężko jest mieć za matkę betonową konserwę tkwiącą w czasach, w których kocice mierzyły sobie temperaturę w pochwie, ustalając dni płodne, a jeśli akurat wypadała randka, piły szklankę mleka zamiast. Lecz cóż.

Żeby o tym wszystkim nie myśleć, polazłam na ranczo i posprzątałam całą, zapuszczoną od dekady, drewutnię. Po chuj tak to nazywamy, jeśli nie ma tam ani kawałka drewna, to ja nie wiem. Może z powodu moich dzieci, które w tych okolicznościach przyrody zdają się być reinkarnacją słynnego Emila z drewutni Astrid Lindgren?

IIIIIiiiiimmmmmiiiiiiiiiillllllllLLLLL  !!!


Guten Nacht! 

niedziela, 29 maja 2011

92 - Dzień Matki


Zachodzę ostatnio na ogródek, a tu demolka totalna, złomiarze przyszli w nocy na żer. Tocząc pianę z ust, po godzinie sprzątania i pisania przyklejanej na szafkę odezwy do narodu, w której szczegółowo wymieniłam co im zrobię jak ich złapię, wykonałam telefonare do domu. 
Halyna wyraźnie napędzana jest vendettą , bo chwilę wcześniej zrobiła rozróbę w sklepie spożywczym, nakrywając chytrze  Inżyniera na nielegalnym pozyskiwaniu materiału procentowego do badań. Rzuciła wszystko, zarzuciła na plecy Inżyniera oraz skalp sprzedawczyni z byłem Społem i pobiegła z haczką wymierzać sprawiedliwość.   

Gdy ją zobaczyłam u stóp mych włości, a na to wszystko, ujrzałam jak rzuca się w glebę i pieli zarośnięte jak nogi Człowieka Śniegu truskawki, omdlałam. Miałam nawet ochotę uściskać złodziei, którzy przyczynili się do tego cudu!  Bo serio – Halyna na przestrzeni lat pierdzielenia w domu, wrosła wręcz w rolę mebla i czasami kładziemy na niej różne rzeczy (zegarek na kangurku) oraz odkurzamy przy rozlicznych świętach.

Look miała niechudy. Coś na rozdrożu „Domku Na Prerii” z handlem obwoźnym wczesnych lat ’90. Słomkowy kapelusz z serii „rozważna i romantyczna” zestawiła ze spodniami z kreszu w kolorze wypłowiałego seledynu, które dokładnie 20 lat temu przywiózł w darze wuj Czesław, z zagłębia kreszowo-ortalionowego na Węgrzech. Powiem wam, że pomimo sukcesywnego wsiąkania w glebę, nie mogę zrozumieć tych dziwacznych przebrań działkowców. Dlatego zawsze uprawiam ziemię ubrana jak należy – modnie i bez obciachu: szpilki od Louboutina, złota kryza i nawet przyklejam sobie gustowny tatuaż na naddupiu. Ale tego dnia z Halyną miałyśmy wspólną inspirację Lady Gagą, jeśli przyjąć, że Orlando Bloom miał rację, że tamta smaruje się klejem i po prostu turla po pokoju, pośród przypadkowych rzeczy.

Postanowiłyśmy więc razem dać upust naszej wściekłej kreatywności i zaczęłyśmy ujarzmiać grunt. Radości było co niemiara. Ogólnie niezła orka, zajebiście drapieżna, nie żadne tam ckliwe „Free Willy”. Gdy tak sobie z okazji Dnia Matki konałyśmy wśród grządek, waląc na oślep po chwastach, Inżynier postanowił samodzielnie odgrzać na grillu obiad. Powiało grozą.

Najpierw rozpalił ognisko w zsypie na popiół zamiast w palenisku. Po solidnej zjebce, przeniósł szpadlem ogień piętro wyżej. Tylko że zgasił wszystko popiołem. Następnie wzniecał resztki żaru folią spożywczą. Powiało trucizną. 
Po solidnej zjebce, zbuntował się i wypiął na grilla. Tylko, że nigdzie nie było drewna do podtrzymywania żaru, bo wszystkie zjadł pies, który myśli, że jest bobrem. Głodne dzieci, wystraszone gulgotaniem babci, w ramach pańszczyzny rozpaczliwie zbierały chrust, ja dmuchałam w węgle jako ta Westa od pirotechnik beznadziejnych. Mijały minuty, w końcu dałam sobie siana i poszłam na piwo do szopy. W tym czasie, chyba za sprawą pioruna, w grillu się niemożebnie zajarało i spaliło wszystek w pizdu. Szkoda było wywalać  za płot i truć sarny i ostatecznie  zjedliśmy. 

Wyłożyłam się na hamaku, wygrzebując ziemię ze stanika, popijając piwo i bujając się wśród brzęczenia szerszeni, które właśnie postawiły na kolejny come back. Pies podgryzał mnie od dołu w tyłek, dzieci przyniosły bukiet z kwiatów obłożonych banem na zrywanie. I tak sobie pomyślałam, że póki mam całą tę zwariowaną rodzinę, to ten blog nie zginie.

outdoor fashion
patrzaj Tadziu, chmiel już wykiełkował!
oto co koleżanka z pracy nosi w torebce

sobota, 21 maja 2011

91 - Miśnia Horror Picture Show


Na początek taki żarcik:

Nawalił nam junkers. W normalnych warunkach Inżynier chociaż próbowałby w nim pogrzebać i przypadkiem przerobić na, dajmy na to, maszynę do podróży w czasie. Ale, że obecnie przepadł w zgłębianiu składu chemicznego ulubionego piwa „Złoty Denat”, to byliśmy bez ciepłej wody przez 3 dni.
Początkowo było nawet zabawnie, bo grzanie w kotle zawsze jest jakimś treningiem, jeśli ma się iść kiedyś do piekła.
Drugiego dnia po odespaniu pracowej nocki, skorzystałam z usług Halyny, która mi ten gar zagrzała do mycia.
Trzeciego dnia po odespaniu pracowej nocki, wystrzeliłam z wyra z 3 godzinnym opóźnieniem i pobiegłam na ablucje, rzucając klątwy we wszystkich językach świata. Nie miałam już czasu na grzanie gara, więc wzięłam lodowaty prysznic.
Kiedy myłam odwłok, wróciły wspomnienia z wakacji w Bieszczadach, gdzie kąpiąc się o 5 rano w strumyku wyłam z zimna nad własną łechtaczką razem z wilkami.
Kiedy myłam głowę, wiedziałam już jak to musi być w izbie wytrzeźwień, z którą jeszcze nie miałam przyjemności, ale przecież wszystko przede mną.
Kiedy zesztywniała i zamrożona wychodziłam z kibelka, dobiegło mnie troskliwe pytanie Halyny:
  • A czemu nie wzięłaś tej wody, którą ci zagrzałam?

A potem było już tylko gorzej.
Kocur zostawił pieniądze w bankomacie. Inżynier kompletnie odleciał w swoim laboratorium, pochylony nad badaniami. W Schleckerze kupiłam przez przypadek 2 pistolety na wodę za kwotę 60 zł, szukam teraz mocnego sznura. Szerszenie powróciły do mojej altany. Nabawiłam się zajebistych zakwasów przy próbach pielenia truskawek zarośniętych jak te Stepy Akermańskie i o takiej zresztą powierzchni. Mój pies dostał młodzieńczego zapalenia pochwy. Oraz spojówek. Oraz trzeciej powieki. Waga weterynaryjna pokazała kilka kilo, które trzeba natychmiast amputować. Na tej wadze stałam ja (w końcu Wrona), a diety nie działają. W aucie pies nieomal zrzygał mi się na kolana. Kocur został wysłany na kolejną awarię zamiast pić ze mną piwo przy okazji mordowania szerszeni. W szkole zaistniała opcja, że wymieszają klasy i młoda Wrona może trafić pod kuratelę monstera z moich najgorszych snów. Potem wybuchła wojna na fochy partnerskie. A wisienką na tym pojebanym torciku było info dnia, że kot Rumba nie pojawia się od dwóch dni, bo prawdopodobnie okociła się gdzieś w plenerze. Wiem to stąd, że Halyna jakiś czas temu uroiła sobie urojoną ciążę kocicy i przestała jej podawać antykoncepcję, dzięki czemu ciąża pewnie stała się faktem, co okaże się wkrótce. Jak tylko załatwię sprawę ukrycia ciała mojej ukochanej H., dam wam znać. W tym miejscu OGŁASZAM – Rumba robi piękne dzieci – Lucjusz przykładem – więc zbieram zamówienia, niech ktoś to ode mnie zabierze. Kociaki, psy, rodziców, dzieci, bankomaty, wagę weterynaryjną, truskawki, pistolety na wodę, co tylko kto może!
Dokładam gratis pana od fascynującego szkolenia BHP, które dziś przeżyłam, a którego motywem przewodnim było „wie pani, proszem paniom, proszem paniom wie pani” - powtórzone jakieś 800 razy.

P.S. W drodze z działki rozpętała się burza i przemokłam do gaci. Jestem przeklęta.


poniedziałek, 16 maja 2011

90 - Frajwedruj, Alicjo.


Kilka dni temu prawie zostałam wybawiona od pisania nudnych postów. Jeden z grouppies tej strony (z którym rozwiodłam się jakiś czas temu) doniósł, że blog wyparował. Już myślałam, że to sam Dżordż z Obamą za Osamę mnie pokarali i szykują przytulny kącik w Guantanamo, bo mają przypadkiem jakieś moje zdjęcia w turbanie z ręcznika po myciu głowy. Ale nie – to tylko chwilowa zwiecha Google była i proszę – jestem z powrotem, macie, męczcie się.

Zostanie więźniem politycznym byłoby znacznie ciekawsze niż nudne życie rudej matki na bezsensownej diecie. No i tradycja rodzinna jokoby podtrzymana, jeśli wziąć pod uwagę mroki rodzinne, że wuj siedział za partii, bo opowiedział polityczny kawał, a matka Halyna została karnie zesłana do innej podstawówki za bicie ruskich chłopców. To zresztą wyjaśnia jej późniejszy pociąg do szalonego Inżyniera, który w czasach służby wojskowej, będąc czołgistą, usiłował ostrzelać jakąś wioskę na północy Polski, pod wpływem mazurskiego samogonu. (Tak na marginesie - Halynie chyba zostały resztki przywódczego zacięcia, bo kiedy woła wnuczki z podwórka, to przez okno krzyczy takim tembrem, że wszystkie gołębie w Rynku natychmiast przestają srać).
Gdyby do tego dodać angielskich lotników, co nie byłoby problemem w czasach masowej migracji na Wyspy, oraz „Upadłą Madonnę z wielkim cycem” Van Clompa, byłoby z tego istne „Allo, Allo”.

Tymczasem proza życia i poezja pomysłów niedobrych dzieci. Jagoda po raz kolejny odkryła w sobie pociąg do fryzjerskiego dizajnu i nożyczek siostry i wycięła sobie na głowie szoszona. Tym razem po całości, po grzywce, po bokach, z tyłu i z przodu, obłąkana Jaga Hupało, psia jego fryzjerska mać. To ja już wolę jak smaruje telewizor ogórkami kiszonymi.
Wstyd teraz wychodzić do ludzi z tym dzieckiem więc skrywamy się w ostępach działki, gdzie oswajam szpadel, łamię haczki, wyrywam kleszcze i paraliżuję się strachem przed szerszeniami, które co roku na owadzim rynku nieruchomości kupują udziały strychu mojej szopy.

Była też mała przerwa na foto oprawę magicznych urodzin Szalonego Kapelusznika sfazowanego Timem Burtonem. Surrealistyczny klimat, esy, floresy, fantasmagorie. Mnóstwo zwariowanych zdjęć, z czego kilka poniżej.

„Zapamiętaj, tylko wariaci są coś warci!”

89 - Urodziny Kapelusznika












GRY